WIEŻA RTV GÓRUJE NAD PIĄTKOWEM
Moja przygoda z tym miejscem rozpoczęła się mniej więcej w tym czasie co dzisiaj, tylko w 1972 roku. Wokół nas dosłownie jeszcze nic nie było. Przepraszam, były: żyzne pola i zboże – tak opowiada nam o swojej pracy w wieży RTV na Piątkowie Jan Chrzanowski.
Na stałe wpisały się w krajobraz naszego miasta. Charakterystyczne „wieże RTV” na Piątkowie, górują nad osiedlami, są widoczne z wielu zakątków Poznania i stanowią istotny punkt nawigacyjny.
- Jesteśmy teraz na starszej wieży, tutaj nie pracują już żadne urządzenia. W okolicy Poznania, odnajdzie pan taką samą konstrukcję w Bolewicach pod Nowym Tomyślem i w Żerkowie – rozpoczął doradca dyrektora Jan Chrzanowski. – Wieża powstała w 1964 roku, jej wysokość to 75 metrów do szczytu, a sam trzon zawiera w sobie windę, pamiętającą czasy powstania. Są jeszcze schody, też z tamtych lat – kontynuował historię inżynier.
- Rozpocząłem pracę w tej firmie w 1970 roku. Od tego czasu jeżdżę po całym kraju. Przygoda zaczęła się na nadajniku w Śremie, potem przyjechałem na Piątkowo. Zanim zaczniemy rozmawiać o historii, to wejdźmy jednak do środka – otworzyły się drzwi do rotundy wieży, za sprawą klucza, pamiętającego lata świetności obiektu.
Rotunda na dole składa się z dwóch poziomów, dawnej w tym miejscu pracowała obsługa. Teraz są tu jeszcze pracownicy firmy telekomunikacyjnej, siedzą jednak przed komputerami i zajmują się czymś zupełnie innym niż dawniejsza załoga. Podeszliśmy do windy. Ukazała się maleńka kabina i zagrzmiał młody głos z oddali – To nie jest winda! To dźwig i tak proszę to nazywać – zasugerował jeden z pracowników siedzących przed komputerem. Zatem pojechaliśmy dźwigiem.
- Na weekend chcielibyśmy zejść, jakbyśmy się zatrzymali to będę dzwonił – poinformował „młodą gwardię” pan Chrzanowski. Uspokoił mnie jednak informacją, że dźwig jest sprawny i serwisowany.
Na tarasie
Jeszcze jadąc osobowym dźwigiem, udało się mi się dowiedzieć dlaczego wieżę „mniejszą” trzeba było opuścić. – Musieliśmy uciekać z wieży dlatego, że jej wytrzymałość była obliczona pod konkretne urządzenia, radzieckie R-600 „Wisła”. To były lampowe konstrukcje z lat sześćdziesiątych. Długo zresztą nie pracowały, bo w latach siedemdziesiątych zastąpiono je nowszymi. Wszystko było projektowane dla linii telekomunikacyjnej Warszawa – Frankfurt. Wieża służyła zaś jeszcze długo. W 1994 roku pojawiła się druga, która przejęła sporą część anten. Wizualnie chyba mniej atrakcyjna, jednak o wiele bardziej praktyczna i tańsza – zaznaczył podczas podróży na szczyt pan Chrzanowski. Co ciekawe, owa droga została nagrana, łącznie z przymusowym zatrzymaniem. Warto posłuchać, bo dźwięk łączymy tu z galerią zdjęć.
Telewizacja całego kraju, telefonia wielokrotna i przekazywanie sygnału radiowego dalej, to były zadania dla urządzeń na wieży. Do pracy w tym miejscu trzeba się było jednak przyzwyczaić – Jak wieje silny wiatr to anteny pełnią rolę żagla, a zaznaczam, że obiekt się rusza i jest to odczuwalne – powiedział, już na otwartej przestrzeni inżynier Chrzanowski. Nie było to uspokajające, gdyż właśnie podchodziłem do balustrady. – Rzeczywiście czuć ruchy wieży. Pamiętam, że kiedyś w nocy miałem przyrządy pomiarowe na wózku z kółkami i musiałem przytrzymywać go stopą aby nie odjechał. Wracając do widoku z wieży. Przy pięknej pogodzie można zauważyć maszt w Śremie. Dzisiaj nie widać, ale mamy przed sobą Uniwersytet Ekonomiczny, kawałek dalej Stadion Miejski, za plecami las na Morasku. Jest pięknie – zaznaczył doradca dyrektora. - Pięknie i wietrznie – uzupełniłem.
Historia
- Moja przygoda z tym miejscem rozpoczęła się mniej więcej w tym czasie co dzisiaj, tylko w 1972 roku. Wokół nas dosłownie jeszcze nic nie było. Przepraszam, były: żyzne pola i zboże. Jechało się ulicą Obornicką i tuż przed szkołą skręcało się na bruk. To było poza granicami miasta i żeby było ciekawiej aby dojechać do wieży należało mieć delegację. Tak robiono, miało być za miastem, na wzniesieniu – uzupełnił inżynier. - Dawniej każdy obiekt był samodzielny. Załoga kilkunastu osób, było nawet ujęcie wody. Były też różne źródła energii i w razie problemów z zasilaniem używano agregatu prądotwórczego. Czasy trudne, a łączność musiała być. Jesteśmy na stacji nadawczo – odbiorczej z lat sześćdziesiątych, wtedy projektowano układ i co około pięćdziesiąt kilometrów jest podobna stacja – uściślił.
- Mam takie skojarzenie, jadąc pod masztem radio gubi sygnał, albo nakładają się jakieś inne? To normalne? – Dopytałem.
Jan Chrzanowski odpowiedział – Tak. Wiązka jest tak ukształtowana, że pod anteną występują tak zwane miejsca zerowe. Ludzie się czasami boją, że mieszkają pod masztem, a w tym miejscu jest naprawdę niewielka ilość energii. Są tam listki boczne i czasem się coś pojawi, jakiś sygnał ale proszę mi wierzyć, to bezpieczne miejsca – usłyszałem bez chwili wahania.
Weszliśmy z tarasu do wnętrza rotundy. Oglądanie opuszczonego obiektu nie było najprzyjemniejszym widokiem, a opowiadający o tym, wieloletni pracownik nie ukrywał, że ma sentyment do tego miejsca i chciałby, aby służyło jak najdłużej. Rozmawialiśmy o projektach utworzenia tu muzeum czy jakiegoś punktu widokowego. – Problemem będzie uzyskanie akceptacji ze strony Straży Pożarnej. Nie ma tu bowiem niezależnej drogi ewakuacyjnej – zaznaczył Jan Chrzanowski.
Dźwigiem w dół
Dotarliśmy do gabinetu dyrektora. Na biurku była… kronika. Pisana odręcznie przez pracowników stacji. Piękne kalendarium i „Krótka Chronologia Rozwoju Radiofonii i Telewizji na Terenie Województw Poznańskiego i Zielonogórskiego” Wspaniała praca. Pan Chrzanowski znalazł też miejsce dla charakterystycznego odbiornika radiowego z lat sześćdziesiątych. Okazał się być sprawny i posłuchaliśmy jeszcze wspólnie jednego z utworów.
Fot. M.Szefer/miastopoznaj.pl Identyczna wieża w Żerkowie
Fot. M.Szefer/miastopoznaj.pl Wózek do prowadzenia pomiarów, lata 70-te XX wieku.
Fot. M.Szefer/miastopoznaj.pl Fragment kroniki prowadzone przez pracowników
Wieże Stacji Linii Radiowych Piątkowo to szczególne elementy na mapie widokowej naszego miasta. Oby udało się zagospodarować tę starszą, nieużywaną już konstrukcję pozbawioną anten. Znamy ją wszyscy. Czy lubimy?
Artkuł ukazał się pierwszy raz w lipcu 2015 roku, autor: Maciej Szefer