W.JAGIELSKI: NIE SZUKAM. ALE STARAM SIĘ ROZGLĄDAĆ, ŻEBY CZEGOŚ WAŻNEGO NIE PRZEGAPIĆ.
Spotkanie z Wojciechem Jagielskim obfitowało w różne momenty. Było wesoło, poważnie, przejmująco, a momentami nawet strasznie. Polski reportażysta i pisarz, długoletni publicysta Gazety Wyborczej, był gościem CK Zamek.
Dokąd to prowadzi?
Co zapadło najbardziej w pamięć po prawie dwugodzinnej rozmowie? Chyba opowiedziane wspomnienia z Gruzji, kiedy to Jagielski znalazł się pod bezpośrednim ostrzałem. Mimo że historia opowiedziana została w sposób dość humorystyczny, nie sposób było nie odczuć dramatyzmu całej sytuacji. Jagielski opowiadał, że przy okazji jednej z wizyt w Gruzji, w trakcie gdy trwała wojna domowa, chciał podjechać nad granicę działań wojennych. I jak się okazało pojechał za daleko, w efekcie czego zaczęto do niego strzelać, a on musiał się chować za samochodem, będąc wziętym prawdopodobnie za szabrownika. I pytania, które wtedy przelatywały mu przez głowę: „Po co tutaj przyjechałem?”, „Co moja opowieść z tego miejsca zmieni na świecie?”, a z drugiej strony „Jeżeli nie wrócę, to jak to zmieni świat moich najbliższych?” – kazały zastanowić się nad sensem takiego wyjazdu
Całe spotkanie to była opowieść tak naprawdę o życiu publicysty. Zarówno w początkowym okresie jego kariery zawodowej, jak i teraz, kiedy jego praca wygląda inaczej niż wcześniej. A w tle spotkania jego książki, na czele z tą najnowszą: „Trębacz z Tembisy”. To przy okazji rozmowy o tej książce, opowiadającej o RPA, pojawił się temat piłki nożnej i ulubionego zespołu Jagielskiego.
Południowa Afryka jest krajem, o którym publicysta wyraża się najcieplej. Pierwsza wyprawa w tamte rejony to rok 1993. Napisał dwie książki, które podsumowują wyjazdy do RPA. Jednen z ostatnich wyjazdów w tamte strony zaowocował wspomnianym wyżej tytułem - Im dłużej jeździłem do Afryki tym stawała mi się ona bliższa. Miałem coraz więcej materiałów, ale nie mogłem znaleźć klucza, którym miałem się posłużyć do napisania książki. Przez 20 lat nie wiedziałem jak mam opowiedzieć o RPA. W końcu znalazłem klucz. To był okres Mistrzostw Świata w piłce nożnej, do RPA pojechałem jako korespondent. Kluczem był Saddam, mój przewodnik, wielki fan piłki. On dał mi możliwość opowiedzenia o Nelsonie Mandeli. Nie wiedziałem jak połączyć te dwie postaci. Jestem przeciwny wprowadzeniu dziennikarza do własnej historii, ale w tę historię postanowiłem wpleść siebie. Wszystkich nas łączyła pasja. Mandela miał pasje do polityki, Saddam do piłki nożnej, a ja jestem pasjonatem mojego zawodu - wspomina Jagielski.
Moje media przestały istnieć
Pytany przez prowadzącego nie chciał oceniać pracy innych dziennikarzy. Mówił - Ja nigdy nie widziałem siebie w roli sędziego, ani prokuratora. Bycie reporterem to kwestia temperamentu, osobowości. Reportaż wymusza, że tekst jest bardziej osobisty. Skąd wynika dokładność, barwność i szerokokątność przekazywana w książkach autora? – Każdy wyjazd traktowałem jako ostatni. Zawsze po powrocie pisałem tekst obszerniejszy niż relacje. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że z tego powstaną książki.
Wspominał również zmiany, które nastąpiły w dziennikarstwie. Stwierdził, że sam nie odnajduje się w nowych mediach, Twitterze czy Facebooku - Dziennikarstwo się zmieniło. Staram się być dziennikarzem potrzebnym, przydatnym w danej chwili. Media się jednak zmieniły. Świat się zmienił, sposoby komunikowania się zmieniły. Jedną z pierwszych rzeczy, której musiałem się nauczyć jako pracownik Polskiej Agencji Prasowej, przed wyjazdem za granicę, było pisanie na dalekopisie. Teraz mało kto wie, co to za urządzenie. Jak wprowadzono komputery w pierwszych latach mojej pracy, to wykosiły one wielu starszej daty dziennikarzy, którzy nie potrafili się dopasować do tej nowej rzeczywistości – wspominał.
Inspiracja, nie wzór
Również słuchacze mieli pytania. Jedno z nich dotyczyło Ryszarda Kapuścińskiego, który jak stwierdził Jagielski był dla niego inspiracją, ale nie wzorem. Dodał również – Kapuściński pisał w sposób szczególny, ale były rzeczy, które mnie w tym pisaniu irytowały. Wspomniał również o książce Artura Domosławskiego – Kapuściński wiele razy mówił i w jakimś sensie trudno mu odmówić słuszności: „Nieważne żeby się szczegóły zgadzały, ważne by istotę rzeczy oddać.” I to jest prawda, ale w dziennikarstwie te szczegóły są ważne. To tak jakbym pisał relację z meczu piłkarskiego: że dobrze grali i pogoda była paskudna, burza taka przejmująca, ale zapomniał wyniku napisać. Albo, że byłoby 1:0, ale nie wiadomo dla których – podsumował.
Zapytany o tęsknotę za bliskimi w trakcie wyjazdów, tak odpowiedział - Zawsze tęskniłem jak tylko wyjechałem. Były jednak wyjazdy tak obfitujące w wydarzenia, jak np. do Południowej Afryki, które chciałoby się, żeby jeszcze trwały. Były też takie koszmarne, które były nieporozumieniem. I były też trudne, z których chciałem wracać a nie mogłem. Chociażby do Czeczenii, kiedy to wyjechałem na wywiad z Maschadowem, który miał trwać tydzień, czy dwa, a trwał półtora miesiąca. Byłem ukrywany przez rodzinę czeczeńską, w Polsce nie wiedzieli, co się ze mną dzieje.
Obecnie Wojciech Jagielski pracuje w Polskiej Agencji Prasowej, do której wrócił po zakończeniu pracy w Gazecie Wyborczej. Zajmuje się analiza sytuacji w miejscach objętych konfliktami zbrojnymi.
Książki Wojciech Jagielskiego tłumaczone są na wiele języków. Specjalizuje się w problematyce Afryki, Azji Środkowej, Zakaukazia i Kaukazu. Był wieloletnim obserwatorem konfliktów zbrojnych w Afganistanie, Tadzykistanie, Czeczenii, Gruzji. W ubiegłym roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Współpraca Marta Poprawa