DRYNDA CZY UBER – JEST RÓŻNICA
Uber nie skorzysta jednak z buspasa, bo nie jest pojazdem uprawnionym do jazdy w tym miejscu. Innym problemem jest inwigilacja, bo jeśli ściągniesz aplikację na smartfon to wyrażasz zgodę na przekazanie informacji o twojej lokalizacji, dodajesz kartę kredytową – nie każdy ma na to ochotę.
Chcemy tańszych taksówek w Poznaniu – takiej opinii nie zaprzeczy nikt w naszym mieście. Rewolucji wśród taksówkarzy zrzeszonych w korporacjach i podróżujących ulicami naszego miasta nie będzie. Ale może coś zmieni pojawienie się Ubera?
Uber to amerykańska firma z San Francisco zajmująca się technologiami. Sama nazwa „Uber” nam kojarzy się nieco bardziej z najbliższym zachodnim sąsiadem. Pozory jednak mylą, podobnie jak taksówki, które wcale nimi nie są.
Klasyczna „drynda”
Zakładam, że pojedynczo z usług taksówkarskich korzystamy rzadko. – Zwykle jest problem z zapamiętaniem numeru telefony, ale jak wpiszę w google „taxi Poznań” to wyskoczy kilka propozycji. – Podpowiada Marcin, absolwent politechniki. – Dzwonię i słyszę, że będzie za kwadrans. Proszę o taką z terminalem płatniczym, słyszę że będzie za trzydzieści minut. Zwyczajnie, tak jak zawsze. Jedziesz w kilka osób to warto dzwonić po taksówkę, podróżujesz sam to nie warto. Prosta kalkulacja. Podobnie jest z kierowcami. Czasem gadasz z kierowcą i jest po prostu miło. Niekiedy nie odzywasz się ani słowem, bo kierowca jest jakby wściekły – kontynuuje student.
Podróż ze „złotówą” może mieć pozytywne skutki w szczycie komunikacyjnym. Charakterystyczny pojazd z logo taxi na dachu i niemłody pojazd oraz kierowca, mogą być zestawem, który zawiezie nas szybko do punktu B. Korzystając ze skrótów, omijając korki czy wykorzystując do maksimum udogodnienia dla taksówek.
Dryndziarz wykorzysta więc buspas przy ulicy Bukowskiej. Ucieknie niewielką uliczką i zmieni pas w ostatniej chwili. Tak, piszę o tym w pełni odpowiedzialnie, bo jeśli taksówka omija korek na granicy przepisów czy nawet je łamiąc, to często znajdzie usprawiedliwienie wśród pozostałych kierowców. Można pomyśleć – leciał na dworzec, albo lotnisko. Może do szpitala.
Ryzyko jest wspólne
Zawsze może to zadziałać w drugą stronę. Taksiarz może pojechać drogą, która będzie dłuższa i zapłacić musi klient. W pojazdach zrzeszonych pod nazwą Uber mapę przejazdu oglądamy na swoim smartfonie, bo pojazd zamawiany jest przez specjalną aplikację. Klikamy na mapie w telefonie na swoje położenie i pojazd podjedzie dokładnie w to miejsce. Płacimy wsiadając do pojazdu za sprawą karty kredytowej, której dane musimy dodać do szczegółowych wytycznych zawartych w aplikacji.
Zalet tego rozwiązania to prędkości i nowoczesność. Zamiast znudzonego głosu pani w centrali, mamy kilka kliknięć w dotykowy ekran telefonu. Nie szukamy gotówki, wystarczy karta kredytowa.
Uber nie skorzysta jednak z buspasa, bo nie jest pojazdem uprawnionym do jazdy w tym miejscu. Innym problemem jest „permanentna inwigilacja” bo jeśli ściągniesz aplikację na smartfon to wyrażasz zgodę na przekazanie informacji o twojej lokalizacji, dodajesz kartę kredytową i niby wszystko jest w porządku bo takie czasy, ale gdybyś zdradzał żonę, a ta wynajęłaby firmę detektywistyczną by cię śledzić to ponowie od zagadek mają łatwiej. Wiedzą gdzie jesteś, jedziesz i byłeś. Sporo tej wiedzy.
Kto ma samochód młodszy niż dziesięć lat i prawo jazdy może kandydować na kierowcę w Uberze. Nie potrzeba egzaminu z topografii miasta, ani badań psychologicznych. Wsiadasz i wozisz. Taniej niż klasyczne taksówki i trudniej, bo nie możesz liczyć na udogodnienia dla nich. Gotówką nie obracasz, ale przelew dostajesz co tydzień. Czy atrakcyjnie? Dla pasażerów tak. Jeśli Uber wjedzie na poznańskie drogi to będzie tańsza alternatywa. Kto się wystraszy ten nie skorzysta. Proste.
Bardziej obawiam się drogowego scenariusza w piątek czy sobotę w nocy. Tuż przy Starym Rynku. Klasyczne taksówki ustawione w rzędzie, a między nimi zwykle osobówki - taksówki. Może być nerwowo. Naprawdę.