KTÓRY POZNAŃ JEST TYM PRAWDZIWYM?
Który Poznań jest tym prawdziwym, którzy Poznaniacy, którzy nasi współmieszkańcy, sąsiedzi, nadają ton naszemu miastu, stanowią jego duszę, wyznaczać będą jego przyszłość? To dzisiaj wcale nie jest takie oczywiste…
Wczorajsza sobota w Poznaniu – piękna pogoda, słońce, natłok wydarzeń. Po dwóch godzinach sprzątania terenów nadwarciańskich w akcji „spływaj śmieciu, tej” (mimo nagłośnienia imprezy i atrakcyjnych nagród wśród sprzątających tłoku nie było…) zajrzałam na chwilę do parku Kasprowicza na Targ Śniadaniowy, ale przede wszystkim na integracyjny plac zabaw, gdzie wśród kłębiących się dzieci Łazarz Maria,Roman Modrzynski i kilku innych radnych osiedla Święty Łazarz prowadziło imprezę integracyjną – gry, zabawy, dzieci z pomalowanymi buziami, sok wyciskany z pomarańczy, placek drożdżowy ze śliwkami, miły uśmiechnięty pan rozdający dzieciom lizaki. Ktoś stojący obok wspomina o popołudniowej manifestacji na rzecz gościnnego przyjęcia uchodźców w Poznaniu. Miły pan tężeje i cedzi, iż na pewno nie pójdzie, bo „uchodźców nie lubi, nienawidzi”, po czym znowu uśmiechnięty rozdaje dzieciom integracyjne lizaki. Tracę ochotę, by z miłym panem integrować się dalej przy placku, co mu mówię. Nie wiem, ilu jeszcze miłych, uśmiechniętych ludzi integrujących się przy kebabach i innych bliskowschodnich smakołykach na Śniadaniowym Targu uchodźców nienawidzi. Na wszelki wypadek nie pytam.
Na Placu Wolności od południa trwa Poznański Dzień Organizacji Pozarządowych. To coroczna impreza i okazja, by odwiedzić znajome i nowe organizacje, poznać ich aktualne pasje, programy, porozmawiać, wysłuchać. W tym roku ponownie dominują organizacje pomocowe, na rzecz niepełnosprawnych, seniorów, dzieci, ale też szereg nowych, ukierunkowanych na podnoszenie świadomości ekologicznej, jakości życia, samopoznania. Zwraca moją uwagę nazwa „Furia”, organizacja dwóch młodych mężczyzn, którzy przełamują stereotypy związane z zespołem Aspergera i aktywizują zawodowo osoby dorosłe z tym zespołem. Obok stoisko „Lepszego Świata” – wśród ich licznych inicjatyw najnowsza – odbudowa szkoły po trzęsieniu ziemi w Nepalu. Rozmawiam chwilę z Maciejem Pastwą, który w tym celu sprzedał własne mieszkanie w Poznaniu, godzinę później usłyszę go przemawiającego do zebranych na Placu Adama Mickiewicza na manifestacji „Uchodźcy mile widziani”.
Wychodząc z placu ciekawostka – spotykam b. radnego PO, a potem klubu PRO, Michał Tomczaka, obecnie – pełnomocnika Kukiza ...
Docieram pod Krzyże i pomnik Mickiewicza. Manifestanci, około 200 osób, dawni działacze pierwszej „Solidarności” i obecni działacze organizacji humanitarnych, ekologicznych, pracownicy uczelni, anarchiści, rodzice z dziećmi, starsze panie, młodzież - sympatyczna, kolorowa grupa, większość osób zna się przynajmniej z widzenia. Jednak większa jest liczba tych, których na placu nie ma - działaczy ruchów miejskich, społecznych, radnych – osiedlowych, miejskich, jakoś ich tam brak. Na plakatach: „Żaden człowiek nie jest nielegalny", "Mój dom jest Twoim domem", "W domu Pana w Polsce miejsca jest wiele", "Nie bądź faszystą wobec uchodźców”, "Solidarność naszą siłą". Oflankowani sukami policyjnymi i zastępem „antykonfliktowej” policji w parku, cieszymy się spokojną, życzliwą atmosferą, niezakłócaną żadną kontrmanifestacją jakichś wulgarnych, zakapturzonych prymitywów. Jednak wieczorem przy ul. Bułgarskiej gra Lech, widzów co najmniej sto razy więcej niż pod pomnikiem, w przerwie na płocie wywieszony transparent "To dla nas oczywiste i proste – nie chcemy uchodźców w Polsce" - a w „kotle” tłum skandujący, że „islamista brudna k..., nam Polakom nie dorówna, cały stadion śpiewa z nami, wyp... z uchodźcami". Na fb widzę dzisiaj kilkoro radośnie uśmiechniętych radnych z PO i PiS, kibicujących wczoraj Lechowi – o skandalicznej przyśpiewce stadionowej i transparencie jakoś nikt z nich nie wspomina.
Wieczorem spotykam się z organizatorami X Festiwalu Drag Queen, nad którym to wydarzeniem przyjęłam patronat. Zjawia się nawet tvn24 z tym samym, zadawanym od kilku dni przez dziennikarzy pytaniem : dlaczego to zrobiłam? Odpowiadam po raz kolejny: a dlaczego nie? Nieduży klub, publiczność, która widać, że składa się ze stałych bywalców, miła atmosfera. Rozmawiając z kilkoma osobami z publiczności słyszę to samo, przychodzą tu, bo jest tu fajna atmosfera, fajna zabawa. Po żmudnych makijażach i przebraniach drag queen zdają się bawić swymi występami równie dobrze jak publiczność.
To, że niewinna, lekko przegięta, „inna” zabawa w niewielkim lokalnym klubie i mój patronat nad tą imprezę wzbudza sensację i pytania ogólnopolskich mediów jest niedorzeczne, absurdalne, ale jeszcze jakoś daje się wytłumaczyć. Wytłumaczyć i po prostu patronować dalej takim imprezom, tym bardziej przez osoby publiczne, aż sensacją to być przestanie.
Natomiast tego, że wykrzywionych zajadłością i nienawiścią twarzy Poznaniaków skandujących rasistowskie, ksenofobiczne hasła, jest sto, tysiąc razy więcej niż tych, którzy aktywnie manifestują swój sprzeciw wobec tych haseł nie daje się niczym wytłumaczyć i usprawiedliwić; to, że internetowego linczu i hejtu w lokalnych mediach jest więcej niż sprzeciwu wobec niego i gestów solidarności – to nie tylko niepokoi. To bije na alarm!
Zło i dobro tkwią w nas, a nie tam, na zewnątrz. Glebą na której zło rozprzestrzenia się najbujniej i w sposób niczym nie skrępowany jest ludzka obojętność, owo przekonanie, że „to mnie nie dotyczy”, „to nie moja sprawa”. Ostatnie tygodnie w sposób przerażający przywołują pamięć doświadczeń obywateli niemieckich miast lat ’30-tych. Dzisiaj w Warszawie jakaś grupka polskiej "wszech młodzieży" zdemolowała sklep polskiego obywatela, gdyż ma oliwkową skórę i pochodzi z Libanu. W latach ’30-tych, gdy demolowano żydowskie sklepy w niemieckich miastach „porządni” Niemcy także nie reagowali masowo – bo to nie była ich sprawa, to były żydowskie sklepy. A poza tym to było takie niedorzeczne, że przecież jakoś w końcu powinno to samo minąć, skończyć się…
Nie skończyło się samo. Jeżeli nie będzie „nas” w Poznaniu dzisiaj gwałtownie więcej, wyraziściej i bardziej stanowczo, to za jakiś czas możemy obudzić się w niezupełnie „naszym” Poznaniu. Niezupełnie „naszym” nie dlatego, jak grzmią prawicowe media, że wyrosną nam przed oknami meczety i minarety, ale dlatego, że nasz miły sąsiad i pan ze sklepu obok, i ci mili rodzice innych dzieci w klasie naszego syna, wnuka, i ta miła rodzina handlująca na targu, i tamci sąsiedzi, nagle oni wszyscy będą jacyś inni niż myśleliśmy i nie będą już tacy mili… i zaczniemy się czuć nieswojo, aż w końcu zaczniemy się bać, ale wtedy będzie już za późno..!
------------
Powyższy wpis został zamieszczony na profilu FB Katarzyny Kretkowskiej - www.facebook.com/kretkowska