WIELKI KRYZYS 1929 ROKU W POZNANIU
W 1929 roku w Stanach Zjednoczonych, wybuchł wielki kryzys ekonomiczny, który wkrótce rozlał się na cały świat (z wyjątkiem ZSRR), powodując spadek produkcji rolnej i przemysłowej oraz wzrost bezrobocia, a w konsekwencji ubóstwo milionów ludzi. Kryzys nie ominął także Poznania, gdzie jego skutki jeszcze długo dawały o sobie znać.
Lata I wojny światowej i pierwsze lata życia w niepodległej Polsce, nie były łatwe dla Poznania. Dopiero w drugiej połowa lat dwudziestych, miasto zaczęło bujnie się rozwijać. Symbolem rozkwitu miasta w tym czasie, była Powszechna Wystawa Krajowa, otwarta w 1929 r., a zbudowana w zaledwie dwa lata. Duża w tym zasługa Cyryla Ratajskiego, Prezydenta Miasta Poznania w latach 1922 – 1934. Miasto się rozbudowywało i modernizowało, a jego mieszkańcy bogacili się. Niestety, ledwie skończyła się PeWuKa, a już do miasta dotarł kryzys ekonomiczny, zapoczątkowany za oceanem. Dzięki Wystawie, pierwsze symptomy nadchodzącego załamania dały o sobie znać dopiero w 1930 r. Z drugiej strony, PeWuKa nie spełniła pokładanych w niej nadziei i nie spotkała się z takim zainteresowaniem, na jaki liczyli organizatorzy, a to przełożyło się bezpośrednio na stan kasy miejskiej. O tym jednak za chwilę. Póki co, przenieśmy się za ocean, aby dowiedzieć się, jak doszło załamania gospodarczego.
Krach na Wall Street
Po latach I wojny światowej i zapaści gospodarczej z nią związanej, w latach dwudziestych nastąpił niespotykany wcześniej rozwój ekonomiczny. Rosła produkcja przemysłowa, a fabryki się modernizowały. Przyniosło to spadek kosztów pracy, a dobra koniunktura przyczyniła się do wzrostu zamożności obywateli. Widoczne było to zwłaszcza w USA. Coraz więcej Amerykanów mogło sobie pozwolić na samochód, sprzęt AGD i inne udogodnienia. Dobrą koniunkturę podtrzymywano, obniżając podatki. Wiele europejskich krajów stało się dłużnikami Ameryki, a dzięki pożyczkom z USA, gospodarka Europy także świetnie się rozwijała. Wkrótce jednak okazało się, że podaż produktów przemysłowych i żywności była wyższa, niż popyt na nie. Już w latach 1927 – 1928 nadprodukcja stała się faktem, a to przyniosło spadek cen wielu produktów. Mimo tego, przedsiębiorcy nie ograniczyli produkcji, co doprowadziło wkrótce do kryzysu, który z USA rozprzestrzenił się na cały świat. Nie dotknął on jedynie Związku Radzieckiego z jego centralnie planowaną gospodarką, wielkimi inwestycjami państwowymi i izolacją od gospodarki światowej. Fakt, że kryzys ominął Kraj Rad, marksistowscy ekonomiści uznawali za dowód świadczący o wyższości gospodarki socjalistycznej nad kapitalizmem.
24 października 1929 r., giełdę przy Wall Street ogarnęła panika. Gracze giełdowi zaczęli masowo wyzbywać się akcji. Tego dnia sprzedano ich 13 mln. Wcześniej, sprzedawano ich średnio 3 mln dziennie. Za tym poszła fala upadłości banków i dużych przedsiębiorstw w USA. Akcje stały się mniej warte niż papier, na którym je wydrukowano. Wielu przedsiębiorców w obliczu bankructwa, popełniło samobójstwo. Ten dzień przeszedł do historii jako „czarny czwartek”. Ale był to zaledwie początek. 29 października, w „czarny wtorek”, akcjonariusze pozbyli się 16 mln akcji o łącznej wartości 30 mld dolarów! Rozpoczął się wielki kryzys. Przedsiębiorstwa upadały, a bezrobocie rosło lawinowo. Kryzys szybko dotarł na wieś. Rolnicy nie byli w stanie sprzedać swoich produktów, a jeśli nawet się to udawało, to ceny były tak niskie, że nie pokrywały kosztów produkcji. Wraz z trudną sytuacją gospodarczą, doszło do ograniczenia importu, co z kolei przełożyło się na kondycję finansową przedsiębiorstw europejskich i w ten sposób kryzys przekroczył ocean. W wielu europejskich krajach, m.in. w Polsce, produkcja przemysłowa spadał nawet o 50%, a kryzys objął także rolnictwo. Rosnące bezrobocie przyczyniło się do wzrostu popularności skrajnych ideologii, głównie faszyzmu i komunizmu. Dziś powszechnie uważa się, że bezpośrednim skutkiem kryzysu, było dojście do władzy Adolfa Hitlera w Niemczech.
Kryzys w USA został zażegnany dzięki prezydentowi Franklinowi Delano Rooseveltowi, wybranemu w 1933 r. Wprowadził on w życie program „Nowego Ładu” („New Deal”), zakładający m.in. pobudzenie koniunktury gospodarczej poprzez szeroki program robót publicznych, ograniczenie produkcji rolnej w zamian za odszkodowania dla rolników, pomoc socjalną państwa w stosunku do robotników oraz ożywienie handlu zagranicznego. Przenieśmy się teraz do Poznania.
Cienie i blaski PeWuKi
Jak już wspomniano na początku, sukces PeWuKi, przynajmniej w wymiarze organizacyjnym, był bezdyskusyjny. Prasa na całym świecie pisała z uznaniem o Wystawie i Poznaniu, chwaląc sukcesy gospodarcze państwa, które zaledwie 10 lat wcześniej odzyskało niepodległość. Myślę, że nie popadnę w przesadę jeśli powiem, że PeWuKa była największym wydarzeniem w dziejach Poznania okresu międzywojennego. Niestety, ten medal miał także drugą stronę. Miasto po zamknięciu PeWuKi, wyszło z długami sięgającymi 70 mln złotych. Warszawa przekazała dużo mniej pieniędzy, niż się spodziewano, trzeba więc było zaciągać pożyczki gdzie tylko się dało.
Wystawę zwiedziło ogółem 4,5 mln osób, w tym 200 tys. z zagranicy. Liczby te wydają się znaczne, jednak organizatorzy liczyli na dużo więcej gości, zwłaszcza z zagranicy. Nie wiadomo dokładnie, ile pieniędzy zostawili zwiedzający w Poznaniu, ale zdecydowanie mniej, niż zakładano. Hotele zbudowane na potrzeby PeWuKi nie były do końca wykorzystane. Na przykład w ogromnym Hotelu „Polonia” (późniejszym szpitalu wojskowym) nie udało się w ogóle zebrać kompletu gości i wiele pokoi stało pustych. Wielu lokalnych przedsiębiorców, głównie restauratorów i kupców, przed Wystawą zainwestowało niemałe pieniądze w rozbudowę lokali, a także zwiększyło zamówienia, licząc na zyski w czasie trwania imprezy. Niestety, obroty okazały się mniejsze od spodziewanych, stąd wielu z nich poniosło straty. Magazyny sklepów i restauracji były pełne, bo zwiedzający kupili i zjedli mniej, niż zakładano.
Budowa PeWuKi nakręciła koniunkturę, ale to wszystko szybko się skończyło. W okresie jej budowy, zwiększyło się zapotrzebowanie na siłę roboczą. Bezrobocie praktycznie zniknęło, a nawet trzeba było sprowadzić robotników z innych dzielnic Polski. Problem w tym, że po zakończeniu imprezy i demontażu części pawilonów wystawowych, wielu z tych robotników pozostało w Poznaniu, ale pracy dla nich już nie było. Oznaczało to szybki wzrost bezrobocia. W 1932 r. bez pracy było już 10% mieszkańców Poznania, choć w praktyce mogło być ich znacznie więcej.
Po zakończeniu Wystawy i podliczeniu strat, gromy spadły na prezydenta Ratajskiego. Zarzucano mu niegospodarność i rozdmuchane inwestycje. Uznano, że niektóre gmachy wzniesione na PeWuKę, były niepotrzebne, jak choćby wspomniany hotel „Polonia”. Wystawa opóźniła kryzys, ale kiedy ten przyszedł, dotknął miasto z większą siłą i był tu szczególnie odczuwalny.
Hala produkcyjna w Zakładach Cegielskiego (1921 r.), źródło: fotopolska.eu,
Kryzys
Kryzys, podobnie jak w USA, uderzył w pierwszej kolejności w sektor bankowy. W poważne tarapaty wpadło większość poznańskich banków prywatnych, kilka z nich upadło lub przeszło w stan likwidacji. Wśród nich były: Bank Przemysłowców, Polski Bank Handlowy i Poznański Bank Ziemian. Bank Związku Spółek Zarobkowych, istniejący od 1885 r., jeden z owoców wielkopolskiej pracy organicznej, uratowała interwencja rządu. Pomoc państwa ocaliła też znany i ceniony Bank Kwilecki, Potocki i Ska.
Kryzys uwidocznił się najbardziej w spadku produkcji przemysłowej, zastoju budownictwa i wzroście bezrobocia. Recesja dotknęła w największym stopniu duże zakłady przemysłowe, produkujące dobra trwałego użytku i artykuły przeznaczone dla rolnictwa. Wartość produkcji Zakładów Cegielskiego spadła z 52 199 tys. zł. w 1929 r. do 11 497 tys. zł. w 1934 r. Zwolniono aż 56% załogi. W 1928 r. przedsiębiorstwo zatrudniało 4440 pracowników, a do 1934 r. zwolniono 2490. „Wiepofama” (fabryka obrabiarek) przed kryzysem zatrudniała ok. 300 pracowników, ale wskutek depresji, zostało ich zaledwie 50.
Zapaść gospodarcza dotknęła w dużym stopniu rolnictwo, co z kolei przełożyło się na kondycję finansową przedsiębiorstw pracujących na potrzeby rolników, jak choćby wspomniane Zakłady Cegielskiego, produkujące maszyny i narzędzie rolnicze oraz Fabryka Chemiczna Dr Roman May, Towarzystwo Akcyjne, wytwarzającą nawozy sztuczne. Rolnicy oszczędzali rezygnując w pierwszym rzędzie z zakupu nowych maszyn i nawozów sztucznych. W obliczu gwałtowanego spadku popytu na nawozy, spółka Romana Maya musiała unieruchomić swoje fabryki na Starołęce i we Włocławku w 1930 r., a oddział w Luboniu w 1931 r. Warto jednak wiedzieć, że nie tylko problemy ze zbytem nawozów były przyczyną kłopotów spółki Maya. Przedsiębiorstwo od 1926 r. skupowało akcje „Browarów Huggera” (dzisiejszy kompleks galerii handlowej „Stary Browar”). Do 1931 r. już 84% akcji stało się własnością zakładów R. Maya. Z myślą o zyskownym eksporcie słodu do USA, wybudowano nową słodownię oraz przeprowadzono generalny remont browaru. Z myślą o PeWuCe, zbudowano dwie restauracje, jedną przy ul. Śniadeckich, a drugą w Parku Wilsona. Niestety, oba lokalne nie przyniosły spodziewanych zysków. W okresie kryzysu, radykalnie spadła też sprzedaż piwa. W zachodnich województwach II RP, w 1929 r. sprzedano 783 tys. hektolitrów piwa, a w 1933 r. zaledwie 337 tys. hektolitrów tego złocistego napoju. „Browary Huggera” sprzedały piwo o ilości odpowiadającej jedynie 10% mocy produkcyjnej zakładu. Kryzys w USA pogrzebał nadzieję na eksport słodu do tego kraju. Tak więc kupno „Browarów Huggera”, okazało się bardziej zabójcze dla spółki Romana Maya, niż spadek popytu na nawozy.
Zdecydowanie lepiej miała się branża spożywcza, choć i tu nie obyło się bez problemów. Przykładem w miarę łagodnego przejścia przez kryzys, była słynna Fabryka Czekolady „Goplana”. W obliczu kryzysu, firma ograniczyła produkcję wykwintnych, a więc drogich czekoladek, których sprzedaż znacznie spadła, a zwiększyła wyrób herbatników, biszkoptów, pierników i innych, tańszych produktów. Fabryka wprawdzie poniosła straty, ale przetrwała.
Zakłady Chemiczne Romana Maya w Luboniu (1922 r.), źródło: fotopolska.eu,
Kryzys a życie codzienne
Kryzys oczywiście dotknął nie tylko banków, przemysłu i rolnictwa, ale przede wszystkim zwykłych ludzi. Najbardziej, rzecz jasna, obawiano się utraty pracy. Większość mieszkańców Poznania „zacisnęło pasa”, radykalnie ograniczając wydatki i starając się zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy, w razie, gdyby kryzys się pogłębił lub przedłużył. Najczęściej rezygnowano z towarów luksusowych, ograniczając się do dóbr pierwszej potrzeby, a więc przede wszystkim żywności. Na szczęście, dysponujemy danymi statystycznymi, opublikowanymi w 1936 r., które ilustrują skalę oszczędności. Np. średnie spożycie mięsa na głowę w 1929 r. wyniosło 78,3 kg, a w 1932 r. – 65 kg. Oszczędzano też na wydatkach przeznaczonych na tzw. kulturę wysoką. Statystycy obliczyli frekwencję w teatrach na podstawie wpływów podatkowych. W 1927 r. poznańskie teatry przyniosły kasie miejskiej dochód w wysokości 29 tys. zł. W 1929 r. 67 tys., a w latach 1930 – 1931 zaledwie… 2,5 tys. Co jednak ciekawe, w latach kryzysu wzrosła liczba klientów poznańskich kin. Tłumaczono to obniżką cen biletów, choć pewnie przyczyniła się do tego też wzrastająca popularność kina, a zwłaszcza pierwsze pokazy filmów dźwiękowych, co miało miejsce w Poznaniu w 1930 r. Kino było rozrywką przeznaczoną właściwie dla wszystkich, podczas gdy teatr, uchodził za rozrywkę elitarną. Nie wszyscy więc tracili na kryzysie.
Na zapaści ekonomicznej skorzystał też Lombard Miejski (instytucja należąca do miasta, zajmująca się udzielaniem drobnych pożyczek na cele konsumpcyjne, pod zastaw cennych przedmiotów i papierów wartościowych). W latach kryzysu, rzecz jasna, wzrosła ilość pożyczek i zastawów. Co ciekawe, w okresie zapaści poznaniacy nie stracili zaufania do banków. Ilość wkładów oszczędnościowych znacznie wzrosła, choć dotyczyło to tylko banków państwowych. Wkłady oszczędnościowe w Pocztowej Kasie Oszczędności (poprzednik Powszechnej Kasy Oszczędności) wyniosły 14,5 mln zł. w 1934 r., wobec 3,5 mln w 1929 r., zatem w czasie kryzysu, oszczędności w PKO wzrosły o ponad 300%! Ilość środków powierzanych bankom prywatnym, utrzymywała się na tym samym poziomie. Poznaniacy nie ulegli więc panice, nie wycofywali nagle wkładów bankowych, a nawet powierzyli bankom więcej oszczędności, niż przed kryzysem, choć bardziej ufano bankom państwowym, niż prywatnym.
"Browary Huggera" w Poznaniu (1928 r.), źródło: fotopolska,eu,
Wielki kryzys, szalejący w Poznaniu od 1930 do 1935 r., oznaczał zahamowanie prężnie rozwijającego się miasta. Stopa życiowa mieszkańców wyraźnie się obniżyła, a niemal wszyscy musieli oszczędzać. Wiele zakładów upadło, a inne musiały ograniczyć produkcję i zatrudnienie. Kryzys ujawnił wszystkie słabości poznańskich przedsiębiorstw, a jednocześnie stał się testem wiarygodności dla władz miejskich.
Źródło:
M. Banach, Wielki Kryzys 1929, http://www.smartage.pl/wielki-kryzys-1929/ [dostęp: 28.11.2017].
S. Kowal, Kryzys i jego skutki (1929 – 1935), w: Dzieje Poznania, t. 2 1918 - 1945, praca zbiorowa pod redakcją J. Topolskiego i L. Trzeciakowskiego, Warszawa 1994.
S. Wszak, Kryzys w Poznaniu, „Kronika Miasta Poznania”, nr 4, 1934.