WEHIKUŁ CZASU, CZYLI POZNAŃ A.D. 1414
Wyobraźmy sobie, że wynaleziono wehikuł czasu. Podróże w czasie - marzenia całych pokoleń uczonych, pisarzy i różnej maści fantastów, spełniło się. Postanowiłem zatem wsiąść do tego pojazdu i przenieść się do Poznania w roku 1414. Oto relacja z tej podróży.
Interesuje mnie przede wszystkim życie mieszkańców ówczesnego Poznania i dlatego postanowiłem porozmawiać z przedstawicielami wszystkich warstw społecznych późnośredniowiecznego grodu Przemysła. Piętnastowieczni poznaniacy opowiedzieli mi o swoim życiu, zajęciach, planach na przyszłość, nadziejach, lękach i wszystkim, czym żyją. Zanim przejdziemy do meritum, zobaczmy najpierw w skrócie, czym żyli Europejczycy w tym czasie. Oczywiście, oczy całej Europy skierowane były na Konstancję, dokąd zwołano sobór, mający zażegnać Wielką Schizmę Zachodnią, bo w czasach o których mówimy, mamy aż trzech papieży! W 1378 roku część kardynałów wybrało papieża w Rzymie, część (głównie Francuzów) nie uznało tego wyboru i wybrało swojego papieża w Awinionie. W 1409 roku na synodzie w Pizie wybrano kolejnego papieża, a dwóch pozostałych wezwano do abdykacji. Żaden jednak nie ustąpił i każdy uznał się za prawowitego. Wśród uczonych i duchownych zrodziła się na przełomie XIV i XV wieku idea koncyliaryzmu, głosząca wyższość soboru nad papieżem. Sobór w Konstancji miał zakończyć ten stan rzeczy, budzący powszechne zgorszenie wśród wiernych, a także zająć się naukami Johna Wyclifa i Jana Husa, których poglądy odbiegały od oficjalnej nauki Kościoła. Polscy delegaci liczyli na rozstrzygnięcie sporów z krzyżakami.
Niepokój budziły ciągłe postępy Turków Osmańskich, którzy już w drugiej połowie XIV wieku pojawili się na Bałkanach, podbijając Bułgarię, pokonując w 1389 roku Serbów w bitwie na Kosowym Polu i wojska krzyżowców w 1396 roku pod Nikopolis. Zagrażali już bezpośrednio mocno okrojonemu Cesarstwu Bizantyjskiemu. Na zachodzie Europy kończył się kruchy rozejm angielsko-francuski, będący przerywnikiem w wojnie stuletniej 1337 – 1453. Nowy król Anglii (od 1413 roku) Henryk V, wyruszy wkrótce do Francji i w 1415 roku pokona króla francuskiego Karola VI w bitwie pod Azincourt. Królestwa: Danii, Szwecji i Norwegii od 1397 roku (unia kalmarska), są jednym państwem, a wspólnym królem tych ziem jest Eryk Pomorski. Na jednego z najpotężniejszych władców Europy powoli wyrasta Zygmunt Luksemburski, który w tym czasie jest już margrabią brandenburskim, królem Węgier i Niemiec, a w przyszłości będzie jeszcze królem Czech i cesarzem Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego.
W Polsce, połączonej w 1413 z Litwą unią w Horodle, szczęśliwie panuje król Władysław Jagiełło, a zaledwie cztery lata przed moją wizytą, na polach Grunwaldu pokonano krzyżaków, choć zwycięstwo nie zostało należycie wykorzystane. W 1414 roku doszło do kolejnej wojny, zwanej głodową, zakończonej rozejmem w tym samym roku.
A w Poznaniu? Starostą generalnym Wielkopolski i jednocześnie wojewodą poznańskim jest Sędziwój z Ostroroga. Biskupem poznańskim był wówczas Piotr Wysz, przeniesiony tu w 1412 roku z biskupstwa krakowskiego, zmarły zresztą w kilka miesięcy po mojej wizycie. Po nim nastąpił Andrzej Łaskarz.
W pierwszej kolejności postanowiłem odwiedzić sędziwego biskupa Piotra Wysza, dożywającego swych dni na Ostrowie Tumskim, po długim i ciekawym życiu.
Piotr Wysz: Wędrowcze, chcesz bym opowiedział ci o sobie. Gdzie jam nie był, czegom nie widział, długo by opowiadać. Wiecie zapewne panie, że zanim zostałem biskupem, byłem jurystą [prawnikiem –M.B.], doktorem obojga praw. Nauki zdobywałem na zacnych akademiach w Pradze i Padwie. Gdym wrócił do Polski, stałem się kanclerzem pani naszej, królowej Jadwigi. Z łaski miłościwej pani i króla Władysława, wyniesiono mnie do godności biskupa krakowskiego w roku pańskim 1392. Z woli najjaśniejszej pani, odnowiłem Akademię Krakowską i erygowałem przy nim Wydział Teologiczny. Potem wyjechałem na sobory do Sieny i Pizy, gdzie ojcowie kardynałowie i biskupi zamyślili skończyć gorszącą wszystkich wiernych schizmę, ale miast dwóch papieży, mamy teraz trzech ku uciesze heretyków i innych nieprzyjaciół Kościoła świętego. Jakże jednak Kościół ma podnieść się z upokorzeń, skoro rządzą nim ludzie, którzy urzędy swe jeno złotu lubo rodzinie zawdzięczają? Iluż to spotkałem biskupów, kanoników i opatów, którzy miast modlić się i nauczać lud, dnie całe spędzają na pijatykach, ucztach i polowaniach, a noce z dziewkami przedajnymi? Mszy świętych nie odprawiają, bo i łaciny prawie nie znają. Tak mi się zdaje, że Bóg zesłał nam schizmę i Turków niewiernych, aby do opamiętania przyszło. Może sobór w Konstancji przywróci ład i dyscyplinę. Może i rację ma pobożny i mądry kanonik Andrzej Łaskarz, mówiąc, że sobór nad papieżem winien stać i w stanowieniu praw kościelnych ważniejszy jest od Następcy Piotra. Na soborze takoż ma stanąć sprawa owego doktora z Pragi - Jana Husa, którego biskupi czescy o herezję oskarżają. Słyszałem o nim jeszcze w Krakowie będąc. Głosił pono, iż wierni w swym własnym języku chwalić Boga powinni, a nie po łacinie. Takoż wzywał, aby ludowi komunię świętą sub utraque specie [pod dwiema postaciami - M.B.] udzielać, ale zostawmy to.
Po wyjeździe z Pizy, udałem się do Ziemi Świętej na pielgrzymkę. Wróciłem z niej ledwo cztery lata temu. W roku pańskim 1412 król nasz z poduszczenia księcia Witolda, przeniósł mnie na biskupstwo poznańskie i tak tu w spokoju dni swych dożywam. Rok temu najjaśniejszy pan błagał mnie tu, w Poznaniu na kolanach, abym przebaczył mu przeniesienie z Krakowa. Ja przeto, jak na sługę chrystusowego przystało, wybaczyłem najjaśniejszemu panu. Lud poznański dobry jest i pobożny i dobrze mi tu, z dala od dworskich intryg i swarów. Dzięki ci wędrowcze żeś raczył mnie nawiedzić, a teraz ruszaj do Poznania i niech cię Bóg prowadzi.
Model kolegiaty farnej św. Marii Magdaleny.
Po opuszczeniu Ostrowa Tumskiego, ruszyłem przez Chwaliszewo ku bramie Wielkiej i wjechałem do Poznania.
Ceglane były też oczywiście mury miejskie z czterema bramami (Wielką, Wodną, Wrocławską i Wroniecką) oraz ponad trzydziestoma basztami. Władysław Jagiełło, który szczególnie upodobał sobie Poznań (bywał tu prawie co roku), obdarzył miasto licznymi przywilejami, przyczyniając się do jego rozwoju gospodarczego i kulturalnego. Ważnym posunięciem króla, była fundacja kościoła Bożego Ciała w 1399 roku i sprowadzenie do miasta karmelitów. Dzięki temu, Poznań stał się jednym z najważniejszych ośrodków ruchu pielgrzymkowego w Królestwie Polskim. Ale dość już o tym, pora porozmawiać z mieszkańcami tego pradawnego grodu.
Początkowo ruszyłem na zamek, aby spotkać się ze starostą, ale dowiedziałem się, że wyjechał z miasta i przybywa przy królu. Wkrótce zobaczyłem jednak bogato ubranego mieszczanina, w towarzystwie młodej dziewczyny. Tym patrycjuszem okazał się Mikołaj Strosberg, rajca miejski i bogaty kupiec. Mikołaj miał 45 lat, handlował suknem, miał kilka nieruchomości w mieście, młyn i folwark na Starołęce. Jego przodkowie przybyli do Poznania z Wrocławia. Dziewczyna, która mu towarzyszy, to jego córka – Agnieszka, licząca sobie 17 wiosen. Zapytałem Mikołaja o interesy, rodzinę i życie w Poznaniu.
Średniowieczny kupiec.
Mikołaj Strosberg: Pytasz mnie wędrowcze o interesa, a owszem, dzięki Bogu idą jak najlepiej. Handluję najprzedniejszym suknem z Anglii i Flandrii, a takoż tańszym z Łużyc i Śląska. Skupuję zboże od okolicznej szlachty i przedaję do zamorskich krajów przez Szczecin, jako, że w Toruniu i Gdańsku krzyżacy (niech ich piekło pochłonie) cło znaczne pobierają. Król pan nasz szczęśliwie ich bija i tak sobie myślę, że niedługo już Niemce przewrotne w Prusach utrzymają się. Z kim oni przecie teraz walczyć będą, skoro Litwa już od dawna chrześcijańska? Zamyślam ja też pośredniczyć w handlu futrami z kupcami ruskimi, boć wielce one u nas i w Europie cenione. Na brak złota i srebra, chwalić Boga, narzekać nie mogę a i poważanie w mieście mam. Zamiaruję kupić jeszcze trochę ziemi we wsi Winiary, rajcą mnie wybrano, a za niedługi czas burmistrzem może ostanę, ale wprzódy trza o dzieciach pomyśleć i zbawieniu duszy. Co się duszy dotyczy, tom ofiarował ołtarz w kościele św. Marii Magdaleny a i na inne zbożne cele grosza nie żałuje. Bóg mnie obdarzył dwoma synami – Janem i Andrzejem i dwiema córkami – obecną tu Agnieszką i młodszą – Małgorzatą. Jan do nauki się garnie i ksiądz rektor szkoły przy kościele farnym prawił, co biegłym w naukach okazać się może, takoż po zakończeniu nauk w Poznaniu, wysłać go zamiaruję do Krakowa, a później, kto wiem, może do Pragi, Padwy lub Bolonii? Może jurysta z niego będzie, medyk, alboć duchowny? Może pan starosta do kancelarii go przyjmie, a później kanonikiem, a może i biskupem zostanie? Bóg jeden raczy wiedzieć. Młodszy syn zaś, sukcesję po mnie obejmie. Do ksiąg on nie bardzo się garnie, a do kupiectwa sam go przysposobię, chociem już niejedną rózgę mu na grzbiecie połamał, bo gnuśny i skory raczej do szklanicy, niźli kupieckiego kantoru.
Agnieszkę zasię za mąż wydać pragnę za Mikołaja Peszla, syna znamienitego Piotra, kupca bogatego i ławnika miejskiego. Wszystko już domówione i wesele za pół roku. Wiano bogate sposobię, a i na wesele gorsza nie poskąpię. Młodszej dwunasty rok leci, przeto jeszcze pani żonie mej się trzyma. Pozwólcie panie, że oddalę się. Wstąpię jeszcze na chwilę jedną do ratusza, a wy raczcie towarzystwa mej córce dotrzymać. Dzieweczka to mądra, przeto nudzić wam się nie będzie. Bóg z wami.
Brama Wielka.
Agnieszka Strosberg: Cóż to wam mogę powiedzieć panie. Ojciec już wam powiedzieli, iż za pół roku wydadzą mnie za pana Mikołaja Peszla, któregom ledwie parę razy widziała w kościele farnym na mszy. Ojciec powiadają, że rodzina jego bogata jest i dużo znaczy w naszym grodzie, przeto żyć będę w dostatku. Rodzicielom swym przeciwiać się nie będę, aleć boję się. Cóż jednak poradzić. Niewiasta ma zaledwie dwie drogi: iść za mąż alboć do klasztoru. Pobierałam czas jakiś nauki w klasztorze sióstr dominikanek przy bramie Wronieckiej, które w Poznaniu katarzynkami zowią. Matka przeorysza powiadali, że niewiasty jeno za furtą klasztorną wolne być mogą i umysł swój kształcić na podobieństwo świętych a mądrych niewiast, jak Hildegarda z Bingen i Katarzyna za Sieny, które królom i papieżom radami służyły. Mnie jednak życie za furtą smutne i przykre się wydaje i nie do takiegom życia stworzona. Wyjdę przeto za mąż. Oby tylko pan Mikołaj dobrym okazał się mężem. Pan ojciec już z ratusza wychodzi, przeto żegnam was panie. Ostańcie z Bogiem.
Pożegnałem więc pannę Agnieszkę i pana Mikołaja i udałem się na poszukiwanie jakieś karczmy, bo poczułem głód i w gardle mi zaschło.
Ciąg dalszy nastąpi…