POZNAŃ POD WODĄ
Od kilku tygodni panują w naszym kraju upały i ostatnią rzeczą, której możemy się obawiać, są powodzie, nie mniej warto pamiętać, że niegdyś były one prawdziwą zmorą mieszkańców Poznania.
Wielka woda niszczyła domy, budynki użyteczności publicznej i obiekty ważne dla gospodarki miasta. Powodowała też straty w ludziach i niosła zagrożenie dla zdrowia ocalałych, gdyż skażona nieczystościami, mogła wywołać epidemię. Powodzie, choć już nie zagrażają Poznaniowi (ostatnia wielka powódź miała miejsce w tym mieście w 1924 roku), to jednak cyklicznie pokazują swoją niszczycielską moc w wielu krajach świata. Gdy jednak poziom Warty i jej dopływów niebezpiecznie wzrasta osiągając stany ostrzegawcze, dalej z niepokojem spoglądamy w jej stronę. Rzeka związana była z miastem od samych początków. Stanowiła ważny szlak handlowy, jej wody napędzały młyny i folusze, dostarczały pożywienia i stanowiły ważny czynnik w obronie miasta, ale często niosła także śmierć i zniszczenie.
Poznań usytuowany był na najniższych terasach szerokiej doliny Warty, co narażało go od samego początku na okresowe zalewy wód powodziowych. Warta w miejscu, w którym istnieje dziś stolica Wielkopolski, stanowiła dogodny teren dla osadników. Krzyżowały się tutaj szlaki wodne i lądowe, przeprawa była stosunkowo łatwa dzięki temu, że rzeka dzieliła się tu na kilka ramion, pomiędzy którymi powstawały zalewowe wyspy, a na brzegach stoi kilka wzniesień, widocznych do dzisiaj (Góra Przemysława, Wzgórze Św. Wojciecha, Wzgórze Winiarskie itd.). Niestety, czynniki te oprócz korzyści dla osadników, powodowały też liczne powodzie. Wykopaliska archeologiczne wskazują na to, że już pierwotny gród na Ostrowie Tumskim padał ofiarą powodzi. W czasach Bolesława Chrobrego, wielka powódź poważnie zniszczyła gród. Skąpe przekazy źródłowe z okresu średniowiecza mówiły o okresowych powodziach, ale trudno jednoznacznie wykazać jakie zniszczenia powodowały i co było ich przyczyną. Zdecydowanie więcej informacji mamy o powodziach występujących od początku XVI wieku, dzięki pisarzom miejskim, prowadzącym zapiski, które zostały później zebrane przez niemieckiego historyka i archiwistę – Adolfa Warschauera w Kronikę Poznańskich Pisarzy Miejskich, a także dzięki kronikom poznańskich klasztorów. Głównym źródłem do historii powodzi w XIX i XX wieku, jest oczywiście prasa.
Powody występowania powodzi były bardzo różne. Wczesną wiosną topniejące po zimie śniegi powodowały wezbranie wód, a zalegająca kra - zatory na rzekach. Późna wiosna i lato, to przede wszystkim intensywne opady deszczu. Sporo szkód powstawało na skutek działalności bobrów, budujących żeremie. Trzeba jednak pamiętać, że także sam człowiek przyczynił się do okresowych wylewów Warty i jej dopływów. Ludzie wznosili wszelkiego typu urządzenia na rzekach, jak tamy, jazy (budowla hydrotechniczna piętrząca wodę, w celu utrzymania stałego poziomu rzeki dla celów żeglugowych), gacie (gać – rodzaj przegrody, grobli rzecznej) i innych. Budowano także urządzenia służące do spiętrzania wody, którą wykorzystywano do napędzania kół młyńskich, tartaków, papierni i foluszy (warsztaty służące do wytwarzania filcowanego sukna). Być może więc to właśnie działalność ludzka mogła w znaczący sposób przyczynić się do powstawania powodzi.
Jak już wspomniałem, o powodziach występujących w średniowiecznym Poznaniu nie mamy zbyt wielu informacji. O niszczycielskiej działalności Warty i Cybiny w grodzie na Ostrowie Tumskim, wiemy dzięki archeologii. Powódź wystąpiła podczas bitwy pomiędzy zwolennikami Władysława Wygnańca, a jego młodszych braci, oblężonych w grodzie poznańskim w 1146 roku, choć kronikarz podaje, że wody wezbrały od krwi poległych. Warta wylała też w 1253 roku, a więc w momencie rozpoczęcia procesu lokacji lewobrzeżnego miasta na prawie niemieckim, chcąc w ten złowieszczy sposób zakomunikować osadnikom, że odtąd stale będzie im przypominać o zagrożeniu ze swej strony. Niewykluczone też, że częste wezbrania wody powodowały problemy z dotarciem młodych poznaniaków na lekcje do szkoły katedralnej, co zaowocowało założeniem szkoły miejskiej w Poznaniu w 1302 roku, choć był to zapewne tylko jeden z powodów. O powodziach w XV wieku wiemy głównie za sprawą zaleceń wydawanych przez biskupa Andrzeja z Bnina (1439-1479), aby zniszczone przez powodzie drewniane kościoły usytuowane na przedmieściach lewobrzeżnego Poznania, wznosić na nowo, już z cegieł.
Dzięki pisarzom miejskim i pozostawionym przez nich zapiskom o charakterze kronikarskim, wiemy o wszystkich powodziach, które nawiedziły Poznań od początku XVI wieku. Już w 1501 roku miała miejsce wielka powódź, trwająca od 21 marca aż do 17 czerwca: rzeka Warta wzbierała, tak że woda stała na wałach miasta powyżej mostu, a na Chwaliszewie pływali ludzie łodziami, a następnie tak wielka nastała obfitość robactwa, że wiele drzew uschło. Nie będę oczywiście wymieniał wszystkich powodzi, bo było ich od XVI do XX wieku aż 61, więc opisywanie wszystkich zajęłoby za dużo miejsca i śmiertelnie znudziłoby Czytelników. Wymienię tylko kilka największych wezbrań. W 1551 roku, zdarzyła się jedna z największych powodzi w dziejach miasta. Ówczesny pisarz miejski Błażej Winkler, pozostawił jej bardzo długi i sugestywny opis. Zacytuję tylko mały fragment: Roku Pańskiego 1551 w miesiącu marcu tak podniósł się poziom wód w rzece Warcie, że pamięć ludzka nie notowała podobnego zdarzenia. Z Nowej Grobli i ulic Rybaki, Piaski, Gąski, i domostw całego Chwaliszewa [woda] wypierała ludzi i bydło, przewyższając tak wszystko swą wielkością, że przekraczała wysokość niektórych budynków, zalewała najwyższe kondygnacje i zatapiała wiele domów. Wody Warty zerwały wszystkie mosty, wdarły się do niżej położonych kościołów, w tym do: katedry, fary, kościołów: św. Katarzyny, św. Stanisława i do dominikanów. Po Starym Rynku pływało się łodziami. Wiele osób utonęło. W 1586 roku, wody Warty zalały Chwaliszewo, Śródkę, Nową Groblę, Garbary, Rybaki, Piaski, Rynek i wszystkie ulice prowadzące do Rynku.
Do kolejnych większych wezbrań doszło w latach: 1689, 1698, 1731, ale największa powódź (jak do tej pory) miała miejsce w lipcu 1736 roku. Wskutek wielkich opadów wielka masa wód dostała się w obręb rynku. Tak że o godzinie 6 po południu nieszczęsny lud zmuszony był pływać po rynku i ulicach łódkami, czółnami i tratwami z drzew. Woda zalała drogi i zerwała mosty. Wiele domów uległo zniszczeniu, zwłaszcza na Chwaliszewie, który był zalewany niemal przy każdej, większej powodzi. Ucierpiały ponadto kościoły, zwłaszcza fara, katedra, kościół i klasztor dominikanów. Zniszczenie młynów i zalanie targowisk wywołało widmo głodu, do tego stopnia, że musiano sprowadzić dla mieszkańców produkty żywnościowe z Leszna, Wschowy i Grodziska. Co ciekawe jednak, obyło się bez większych strat w ludziach. Utonęło bowiem zaledwie 5 osób. Aby wyobrazić sobie poziom wody z tamtej powodzi, wystarczy wybrać się na Stary Rynek, tam, na ścianie kamienicy Pod Daszkiem widoczna jest tablica upamiętniająca wysokość zalewu. Jeszcze w XVIII stuleciu miało miejsce kilkanaście powodzi, z których najsilniejsze były te z lat: 1755, 1767, 1780 i 1785. Jej ofiarami padały przede wszystkim Chwaliszewo, Garbary i Grobla.
Wraz z początkiem rządów pruskich, liczba powodzi nie zmniejszyła się, choć były one już nieco mniej dotkliwe. Miasto się rozrastało i stopniowo odwracało od rzeki. Najbardziej reprezentacyjna część nowego pruskiego miasta, tzw. górne miasto, było bezpieczne. Tradycyjnie jednak najbardziej zagrożone było Chwaliszewo, Grobla, Garbary, Śródka i Stary Rynek. W 1814 roku, po niemal 30 latach względnego spokoju, Warta znów dała o sobie znać, zalewając Małe Garbary, Rybaki, Chwaliszewo i Śródkę. Znowu upłynęło 30 lat bez większych wylewów i oto zdarzył się rok 1845. Oddajmy głos dziennikarzowi „Gazety Wielkiego Xięstwa Poznańskiego”: Wzdłuż całej ulicy Garbarskiej woda domy i podwórza zalewa; plac Bernardyński, ulica Strzelecka, Rybaki i część Wildy do jeziora podobne. Przedmieścia Chwaliszewo i Śródka podobnie smutnemu uległy losowi. Po pięciu latach Warta ponownie wylała, zalewając Śródkę, Chwaliszewo, Zagórze, Garbary, Rybaki, klasztor bernardynów i ulice: Strzelecką i Półwiejską. Po tej powodzi nastąpiły jednak długie lata spokoju, dzięki poprowadzeniu prac nad regulacją rzeki. Mimo to, mieszkańcy przypomnieli sobie o tym, jak groźnym żywiołem jest woda. W latach 1888 i 1889, dwie wielkie powodzie zalały miasto. Podczas powodzi z 1888 roku, woda zalała Chwaliszewo, Śródkę, Stary Rynek, Plac Bernardyński i podeszła także pod kościół Bożego Ciała, ulicę Strzelecką, Drogę Dębińską i Garbary. Jej konsekwencją była epidemia tyfusu. W mieście 2122 osób pozostało bez dachu nad głową. Powódź odbiła się szerokim echem w Niemczech. Do Poznania przyjechała cesarzowa Wiktoria, żona umierającego cesarza Fryderyka III wraz z synem, przyszłym cesarzem Wilhelmem II. Cesarzowa wspomogła powodzian znaczną sumą pieniędzy. Po powodziach z lat 1888 i 1889 roku, władze podjęły decyzje o przebudowie systemu przeciwpowodziowego. Podwyższono wały, zasypano tzw. Zgniłą Wartę (dzisiejsza ulica Mostowa) i skanalizowano Bogdankę. Kolejna powódź z 1891 roku, ominęła centrum miasta (z wyjątkiem Garbar) i zalała obszar pomiędzy Żegrzem, Starołęką i Wildą. Ostatnia wielka powódź miała miejsce w 1924 roku. Ucierpiała wtedy głównie część Wildy, Chwaliszewo i Ostrów Tumski.
Przez stulecia starano się ochraniać miasto i jego mieszkańców przed powodziami. Ze względu na częstość zalewów, nie budowano na Chwaliszewie domów z cegły, lecz szachulcowe. Co prawda, szybko ulegały one zniszczeniu, ale za to równie szybko można je było naprawić, bądź wznieść na nowo. Woda, która wdzierała się do piwnic i leżała tam miesiącami, powodował zniszczenie fundamentów nawet w murowanych domach. Bywało, że ściany pękały od wody. Najprostszą metodą obrony przed zalewami, było wznoszenie wałów przeciwpowodziowych, ale i one nie zawsze chroniły przed naporem wody. Już w grodzie wczesnopiastowskim na Ostrowie Tumskim, zabezpieczano wały obronne, układając płaty plecionki z gałęzi brzozowych i dębowych. Kiedy zwiedzamy kościół bernardynów, zwróćmy uwagę na pewien istotny szczegół, otóż nawa główna znajduje się wyżej w stosunku do kruchty i trzeba do niej dojść po schodach. Kościół chronił się w ten sposób przed zalaniem. Dopiero w drugiej połowie XIX wieku, przystąpiono do prac nad regulacją Warty i jej dopływów. Dzięki temu zmniejszono ryzyko powodzi, choć nie zlikwidowano go do końca. Kiedy zawodziły ludzkie sposoby walki z wielką wodą, wówczas odwoływano się do pomocy Opatrzności. Świadczy o tym najdobitniej pomnik wzniesiony ku czci św. Jana Nepomucena na Starym Rynku w 1724 roku. Wierzono, że święty ten chroni przed powodziami. Figurki św. Jana ustawiano też na mostach, choć nie obronił on Poznania przed największą powodzią w jego dziejach w 1736 roku.
Mimo postępu cywilizacyjnego, dalej nie potrafimy ostrzec się przed powodziami. Wielka powódź z 1997 roku, świadczy o tym najlepiej. Wielka woda jest znacznie trudniejsza do opanowania, niż chociażby pożar. Woda obraca w ruinę wszystko, co napotka na swojej drodze, niszcząc uprawy, drogi, zakłady przemysłowe, a co najważniejsze – domy, pozbawiając ludzi dachu nad głową i dorobku całego życia.
Źródła:
J. Burchardt, D. Burchardt, R.K. Meissner, Poznań w walce z powodzią w 1736 roku – ludność i miasto wobec niszczycielskiego żywiołu – z uwzględnieniem aspektów medycznych, http://www.nowinylekarskie.ump.edu.pl/uploads/2009/3-4/262_3-4_78_2009.pdf dostęp 27.06.2013.
A, Kaniecki, Poznań. Dzieje miasta wodą pisane, Poznań 2004.
Kronika Poznańskich pisarzy miejskich, opracował J. Wiesiołowski, Poznań 2004.