NIE PÓJDĘ NA FILM "KLER"
Po stronie ludzi Kościoła, także duchownych rodzi się więc naturalna ludzka chęć obrony. Polemiki.. Ale mam do osób duchownych pewną prośbę. Niech tę obronę, polemikę zostawią osobom świeckim. Ludziom Kościoła, którzy od niego nie odstąpią nawet w największym kryzysie. Sami zaś niech inspirują jak najwięcej takich przykładów pozytywnych jakie podałem. Choćby owej siostry zakonnej z Wielkiej Wsi. Przykłady życia zgodnego z radami ewangelicznymi zrobią po stokroć więcej dla obrony Kościoła niż najlepsza nawet polemika.
Nie pójdę na film „Kler”. Na początek taka deklaracja. Dlaczego nie pójdę? Bo jako katolik, który stara się być nieco bardziej zaangażowanym, nie zobaczę tam nic, co by było dla mnie czymś nowym. Pozostanie tylko kwestia proporcji dobra i zła. Jak wskazuje wiele recenzji osób, którym ufam proporcje te wydają się być w filmie Smarzowskiego zaburzone. Pozostaje pytanie jak bardzo zaburzone? Na ten film nie pójdę także w odruchu solidarności. W odruchu solidarności z bardzo wieloma księżmi których znam, a którzy w dzisiejszej atmosferze kościelnego kryzysu obrywają za nie swoje grzechy, sami naprawdę starając się żyć święcie. Takich księży znam. I naprawdę jest ich bardzo wielu. Myślę jednak, że to moje pytanie, iść na film „Kler” czy nie iść, jest dobrą okazją do tego, żeby spróbować spojrzeć na sytuację Kościoła w Polsce dziś w sposób obiektywny. Oczywiście każdy kto pisze ma jakąś swoją subiektywną perspektywę, od której nie jest w stanie uciec. Poza tym temat jest bardzo szeroki, no ale spróbujmy. Najpierw więc małe wyjaśnienie teologiczne, dla osób niezwiązanych z Kościołem zupełnie nieczytelne. Nieczytelne, bo osoby te patrzą na Kościół z perspektywy wyłącznie socjologicznej. Jaką grupą ludzi, w większości mężczyzn, którzy żyją według określonych zasad, próbują w ich mniemaniu narzucić je innym, sami często ich nie przestrzegając. Tymczasem Kościół, tak jak jego Założyciel ma naturę bosko - ludzką. Pochodzi z ustanowienia bożego, ale na ziemi tworzą go ludzie. Jak trafnie ujął to w tytule swojej książki ks. Jan Kracik „Święty Kościół grzesznych ludzi”. Jeśli więc w tym tekście pojawiają się pod adresem Kościoła z mojej strony słowa krytyczne, to pojawiają się one w stosunku do ludzi Kościoła a nie do Kościoła jako instytucji z ustanowienia bożego. Ten bowiem nie posiada żadnej skazy ani zmarszczki (Ef 5,5)..
A teraz kilka krytycznych uwag. Pierwsza to nieszczęsny w Polsce zrost Kościoła z państwem. Uwarunkowany historycznie, kiedy to w czasach I Rzeczpospolitej prymas był Inter Rexem, a w czasach zaborów, okupacji czy komunizmu Kościół zastępował wolne państwo. Z tej racji i dziś wielu z jego ludzi uważa, że nadal musi je zastępować. Tu nie chodzi o to, że Kościół nie ma mówić, katolikom kiedy prawo państwowe jest niezgodne z jego nauczaniem. Kościół ma do tego prawo. Tu chodzi o to nieszczęsne ciągnięcie pieniędzy państwowych, o wtrącanie się do bieżącej polityki, o wspieranie jednych kandydatów na burmistrzów i wójtów przeciw drugim, kiedy w wymiarze moralnej nauki Kościoła żaden z nich nie niesie zagrożenia. To sytuacja z mojego okręgu wyborczego, gdy proboszcz odmawia zwyczajowej mszy na rozpoczęcie dożynek, bo w zbliżających się wyborach samorządowych popiera konkurencyjnego do burmistrza kandydata. To jest ten mikro zrost Kościoła z polityką. A większe wszyscy znamy. O przypadku toruńskim nie warto tutaj nawet mówić. Ten zrost Kościoła z państwem jest dziś wyjątkowo nachalny i intensywny. A ja pamiętam, jako członek ZChNu, jak Jarosław Kaczyński mówił, że ZChN to prosta droga do dechrystianizacji Polski. Dzisiaj widzimy jak tą drogę obrał PiS. I jak śmiało i bez skrupułów nią podąża nie przejmować się zbytnio, że szkodzi Kościołowi. Bo im nie chodzi o Kościół, a o partykularne, polityczne cele. Dlatego mam prawo uważać, że ta deklaracja Jarosława Kaczyńskiego z początku lat 90-tych to była po prostu walka o to, żeby zająć miejsce ZChNu, a nie aby uchronić Kościół przed wpływem polityki. Jest w tych postawach kiedyś ZChNu, a dziś PiSu jedna różnica. Taka mianowicie, że politycy ZChNu robili to z przekonania, a Jarosław Kaczyński wydaje się to robić z powodów czysto politycznych.
I jeszcze jedna uwaga. Ten nieszczęsny zrost Kościoła z państwem powoduje wśród polskich duchownych absolutny polonocentryzm i brak poczucia powszechności Kościoła. Jak ostatnio opowiadał mi jeden z zagranicznych biskupów kiedy to mały chłopiec stojący w kolejce do Bazyliki Świętego Piotra, za pontyfikatu Jana Pawła II, Polak oczywiście, mówi do ojca:: tato to skoro dziś nawet Polak jest papieżem, to co będzie dalej? Szczerze mówiąc dziękuję Opatrzności, że swoje głębsze zaangażowanie w Kościół zawdzięczam instytucjom, zagranicznym a nie polskiej rzeczywistości parafialnej,. choć wiem przecież, że ta rzeczywistość parafialna też czasem potrafi i powszechności uczyć. Po drugie. Też ważna kwestia, to fakt że po II Wojnie Światowej, ale i wcześniej, bycie duchownym było elementem awansu społecznego. Trudno oczywiście każdemu zajrzeć w serce, ale przecież wiele powołań tych, którzy dziś w Polsce decydują o obliczu Kościoła, rodziło się w tej atmosferze awansu. W atmosferze, że jeśli z danej miejscowości jakaś rodzina miała w seminarium kleryka, to wszyscy inni postrzegali ją jako tą lepszą. To także zrodziło owo irytujące przekonanie, że my - księża – do bieżącej polityki wtrącać się możemy, ale nam do niczego wtrącać się nie wolno. Wyrazem tego jest często też owo, wypowiadane z poczuciem wyższości w stosunku do niewierzących – i tak my wszyscy was w końcu kiedyś pochowamy. Po trzecie. To z tego poczucia wyższości i chęci załatwiania wszystkiego we własnym gronie bierze się ów zwyczaj zamiatania skandali seksualnych pod dywan. Niestety stała praktyka kościelnego życia. Takie zamiatanie pod dywan ma dwa aspekty. Moralny i praktyczne. Moralny jest po prostu niedopuszczalny, a praktyczny jest taki, że coś co udawało się 100 czy 200 lat temu, w dzisiejszych czasach się po prostu nie udaje. Do tego dochodzi przekonanie, że w momencie ujawnienia skandalu to nie skandal jest problemem, ale właśnie to że ktoś go ujawnił. I wtedy właśnie zaczyna się cały festiwal argumentacji. Że to nieprawda, kiedy to prawda, Że to wszystko spisek sił wrogich Kościołowi. Tak nie jest? Oczywiście że tak jest! Sam pochodzę z diecezji, w której 16 lat temu miał miejsce największy jak dotąd w Polsce skandal seksualny z udziałem ordynariusza. I co mówili znani i szanowani kapłani? Że to albo nieprawda, albo spisek najlepiej masoński. Ksiądz Tadeusz Isakowicz - Zaleski, z którym wielu rzeczach nie do końca się zgadzam nazwał to zachowanie omertą. I coś w tym jest, Że owa solidarność duchownych jest naprawdę bardzo silna.
Wreszcie po czwarte. To często absolutne odrealnienie. Celibat jest w Kościele zachodnim nieodłącznym elementem kapłaństwa. Ale celibat to także staro kawalerstwo. Jestem starym kawalerem, to akurat o tym coś wiem. Wiem o tym, kiedy moje drobne problemy, czasem sprzed lat, urastają w moim własnym wyobrażenia do wielkości jakiś nieprzekraczalnych przeszkód, podczas gdy w zestawieniu z wyekwipowaniem dziecka do szkoły czy jego mniejszą czy większą chorobą są to po prostu kwestie naprawdę nieistotne. Tak. Odnajduje to u siebie i odnajduje to także u wielu księży, którzy są przecież starymi kawalerami. Jaki jest jeszcze dowód na to odrealnienie? Choćby taki. W Poznaniu odbyło się w zeszły weekend spotkanie przewodniczących Episkopatów Europy. Jesteśmy w trakcie poważnego kościelnego kryzysu. Kryzysu zewnętrznego, związanego ze skandalami seksualnymi i wewnętrznego, ujawnionego choćby listem arcybiskupa Vigano czyli tak naprawdę wprost kwestionowaniem autorytetu papieża, jego zdolności do kierowania Kościołem. Jaki jest tymczasem temat jednego z dni obrad tego szacownego, zebranego w Poznaniu gremium? Tematem jednego dnia obrad jest Kościół a wolontariat. Niech mi to nie będzie poczytane za śmiałość, ale wydaje mi się, że obecnie Kościół ma większe problemy niż zastanawianie się nad tym jaka w jego misji jest rola wolontariatu. W tej sytuacji naprawdę podzielam zdanie holenderskiego delegata na najbliższy synod poświęcony młodzieży, biskupa Robertusa Mutsaertsa, który odmówił wzięcia w nim udział mówiąc że w tej chwili Kościół ma większe problemy właśnie. Wreszcie po piąte, i to już sprawa ostatnia z negatywów. Otóż Kościół – szczególnie u nas - stał się dziś często bardziej instytucją nie wspólnotą. Ileż to razy słyszałem od porządnych, dobrych księży, że nie mogą się spotkać ze swoim biskupem, jeżdżącym z konferencji na konferencję. Że są w kurii załatwianiu urzędowo. Że czują się jak w instytucji państwowej, a nie we wspólnocie.
Ale są też dziesiątki innych przykładów. To poznański ksiądz, który oddaje swój samochód ukraińskiej rodzinie, bo ta może nim dojechać do pracy, a on sobie da radę. To przypadek młodego księdza, na którego kazania wolą tłumy i który tryska pomysłami ciągłych akcji charytatywnych. Tam nie ma słowa o polityce. Tam jest mowa o Chrystusie. To przykład księdza, które w dobrym znaczeniu wtrąca się w politykę, gdy włodarz gminy chce zwolnić osobę w wieku przedemerytalnym, która już sobie pracy nie znajdzie. To przykład księdza który animuje życie społeczne całej swojej parafii, której mieszkańcy mówią mi tak: gdyby nie on nie mielibyśmy tutaj nic. To wreszcie przykład księdza na którego pożegnanie z parafią trafiłem w moim okręgu wyborczym pięć lat temu. Kościół nabity po brzegi ludźmi, którzy cały czas płaczą. Płacze cały kościół, że już takiego księdza nie będą mieli. I co się okazuje? Że dostają księdza równie dobrego. Wreszcie przykład ostatni, najbardziej wstrząsający. I tutaj mały cytat z mojego bloga: "Bo dobro, które w ciszy czynią wielokrotnie większe szeregi ludzi Kościoła jest wielo, wielokrotnie większe. Przykład sprzed kilku dni. Oto w ostatni poniedziałek, wraz z wiceminister Pracy i Polityki Społecznej, panią Elżbietą Seredyn, odwiedziłem dom Sióstr Opatrzności Bożej w Wielkiej Wsi w gminie Siedlec, w powiecie wolsztyńskim. Dom dla 60 głęboko niepełnosprawnych dziewcząt i kobiet. W ostatniej sali znajduje się 8 najbardziej dotkniętych przez życie podopiecznych. Wszystkie leżące, wiele bez kontaktu, albo z kontaktem wręcz symbolicznym. Wszystkie wymagające stałej opieki, również w zakresie najbardziej podstawowych, osobistych potrzeb. Panie przebywają w dwóch, 4 osobowych pokojach. W ostatnim pokoju zastajemy jedną z sióstr. Jak długo siostra tu pracuje? – pytam. Ja? Będzie 52 lata odpowiada z uśmiechem, Całe moje zakonne życie… 52 lata? – niedowierzamy. Tak – odpowiada. Trafiłam tu jeszcze jako nowicjuszka… Wszystkie siostry, z którymi rozmawiamy, pracują tu po kilkadziesiąt lat. Najkrócej 27. Kiedy wychodzimy z tej najtrudniejszej sali, wójt gminy, Adam Cukier, szef wolsztyńskich struktur SLD, mówi mi: jeśli gdzieś jest niebo na ziemi to właśnie tutaj…" (https://www.salon24.pl/u/jflibicki/509784,jak-padna-w-proch-zarzuty-wobec-kosciola).
Wreszcie tego tekstu część ostatnia. Znaleźliśmy się w czasach dla Kościoła trudnych. Z jednej strony mamy wypływ spraw od dawna tuszowanych i ukrywanych, z drugiej bardzo mocny podział w Kościele wokół spraw dyscyplinarnych i doktrynalnych, Z trzeciej strony wreszcie ta intensywność nagłaśniania tych spraw, jak choćby wspomniany film na który się nie wybieram, sprawia wrażenie podobne do walki PiSu z sędziami czyli jednak koordynowanej akcji, mającej dyskredytować całą grupę społeczną. Grupę, której niektórzy przedstawiciele mają wiele na sumieniu.. Po stronie ludzi Kościoła, także duchownych rodzi się więc naturalna ludzka chęć obrony. Polemiki.. Ale mam do osób duchownych pewną prośbę. Niech tę obronę, polemikę zostawią osobom świeckim. Ludziom Kościoła, którzy od niego nie odstąpią nawet w największym kryzysie. Sami zaś niech inspirują jak najwięcej takich przykładów pozytywnych jakie podałem. Choćby owej siostry zakonnej z Wielkiej Wsi. Przykłady życia zgodnego z radami ewangelicznymi zrobią po stokroć więcej dla obrony Kościoła niż najlepsza nawet polemika. I na koniec, choć może to zuchwałość ze strony osoby świeckiej. Warto pamiętać, także osobom duchownym, że Pan Bóg postawił nas w określonym momencie historii I że to w tym jego planie to w tym właśnie momencie mamy zdać egzamin ze swojego chrześcijańskiego życia. Wśród trudności.
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Poznań 2.0 – najważniejsi w jednym miejscu – bo informacja nie musi być nudna http://miastopoznaj.pl/
Wielkopolski Portal Osób Niepełnosprawnych – www.pion.pl www.facebook.com/flibicki