NAGRODY: SPÓJRZMY NA TO CHŁODNYM OKIEM
Choć otrzymywali nagrody za ciężką, uczciwą pracę i te pieniądze się im po prostu należały, to teraz - delikatnie mówiąc - spędzają sen z powiek. Jak ratować twarz? A nie, moment: sondaże. Czym odwrócić uwagę "Polek i Polaków"? Przymusowe wpłaty na Caritas nie pomogły, a może nawet i pogorszyły sprawę... Spanikowane tuzy rządowej propagandy wpadły na akcję odwetową prostą jak konstrukcja cepa. PiS-u nie stać na nic więcej, jak atak na "totalną opozycję" w samorządach. Rewizorzy, w POlskę idziecie! - padło hasło. Dwójkami, ale w obstawie ekip telewizji publicznej. Pokażemy suwerenowi, jak się opozycja z naszych pieniędzy nagradza
Do Urzędu Miasta Poznania przyszli posłowie Tadeusz Dziuba i Tomasz Ławniczak, okazując kartkę z długą listą żądań, działając w trybie art. 19 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Przeszli po gabinetach moich zastępców z bezceremonialną pewnością władzy, oczekując wydania różnych zestawień: od - oczywista oczywistość - "nagród i innych gratyfikacji", umów zleceń i o dzieło (ze wskazaniem stron, przedmiotu i kosztów) poprzez delegacje (i ich koszty, nawet dyrektorów wydziałów i ich zastępców), do służbowych telefonów komórkowych i samochodów oraz kosztów ich użytkowania. Nie zapomniano o ryczałtach związanych z kosztami używania samochodu prywatnego do celów służbowych i członkostwie w radach nadzorczych. Co więcej, lista zawierała wykaz "nagród i innych gratyfikacji" członków zarządów spółek, w których samorząd Miasta ma udziały oraz umów zawieranych przez te spółki, z wyszczególnieniem ich stron i przedmiotów oraz kosztów poniesionych na ich wykonanie. Uff... Przekazanie tych wszystkich informacji - za okres 4 lat, czyli de facto mojej kadencji - miało nastąpić "niezwłocznie". Nie ma to jak zdezorganizować pracę w Urzędzie i dołożyć bezsensownych zadań... Zwłaszcza, że spora część tych informacji jest dostępna w BIP.
Urzędnicy ustalili sukcesywne przekazywanie danych, niezwłocznie nastąpiła natomiast akcja-dezinformacja w wykonaniu pracowników TVPiS. Do czysto propagandowej narracji już wszyscy przywykliśmy, więc niespodzianki nie było i tym razem. Lokalna redakcja pospiesznie doniosła, jak to PiS chce wyjaśnień ws. premii dla urzędników, a Posłowie PiS powiedzieli - sprawdzam. Pod lupę wzięli między innymi premie i nagrody przyznawane urzędnikom.
Dziennikarze danych dotyczących wynagrodzeń pod lupę wcale brać nie zamierzali. Nie taki był zamysł zleconej przez PiS akcji-manipulacji. Nie po to weszli do urzędu, by analizować jakieś tabelki. Nie po to wzięli ze sobą kamery telewizji publicznej, by reporterzy montowali rzetelne materiały. Trzeba przykryć "konwój wstydu" i zamydlić oczy rzekomymi apanażami urzędników w nie-PiS-owskich samorządach. Wybrali kwoty, które wydały się najbardziej zadziałać na wyobraźnię telewidzów. Do tego nazwiska, bo dobrze jest wskazać palcem konkretnego urzędnika, na konto którego ubywa pieniędzy z kasy samorządu.
Trudno walczyć z pracującymi pełną parą wszystkimi możliwymi narzędziami propagandy. Trudno krzyczeć głośniej od mediów publicznych, zaprzężonych do nieustającego prania suwerenowi mózgu. Jednak tego tematu nie przemilczę. Zarobki zawsze wzbudzają zainteresowanie, a zwłaszcza sensacyjne doniesienia o "rozdawnictwie" na "nagrody i inne gratyfikacje". Dlatego reaguję na oburzającą narrację oraz manipulację danymi.
Struktura wynagradzania w jednostce samorządu terytorialnego jest skomplikowana. Nie da się jej wyjaśnić pokazując kilka słupków. Składniki pensji to wynagrodzenie zasadnicze oraz przewidziane przepisami prawa dodatki: funkcyjny, stażowy, specjalny (przyznawany za trudny obszar kompetencji i obłożenie zadaniami), nagroda jubileuszowa i tzw. potocznie trzynastka. Od wielu lat, przed Świętami Bożego Narodzenia, z oszczędności w funduszu wynagrodzeń, zwyczajowo przyznawana jest nagroda uznaniowa dla wszystkich pracowników Urzędu (jeśli w danym roku nie otrzymali upomnień lub nagan), z wyjątkiem prezydenta. I to właśnie jedyna nagroda, którą otrzymali moi zastępcy. W roku 2015 wynosiła 1600 zł, w 2016 - 1800 zł, a w 2017 - 2000 zł. Oczywiście - brutto dla pracownika. Premie dotyczą tylko i wyłącznie stanowisk pomocniczych, nie są więc synonimem dla dowolnych składników wynagrodzenia (warto, by dziennikarze realizujący materiały o pensjach wiedzieli choć trochę o strukturze wynagrodzeń, bo inaczej po prostu wprowadzają opinię publiczną w błąd). Narzędziem motywowania płacowego jest fundusz nagród za szczególne osiągniecia, równy 5% rocznego planowanego funduszu płac. Dysponuje nim prezydent i dyrektorzy wydziałów. W roku 2015 średnia kwota nagrody od prezydenta wyniosła 4850 zł brutto, otrzymało ją 268 pracowników. W roku kolejnym - 5485 zł dla 337 pracowników, a w roku ubiegłym - 4877 zł dla 407 pracowników. Swoich podwładnych motywować mogą dyrektorzy - w roku 2015 średnia kwota nagrody wyniosła 1520 zł dla 1058 osób, w kolejnym - 1621 zł dla 1127 osób, a w ubiegłym - 1921 zł dla 1039 pracowników. Trudno więc mówić o jakimkolwiek "rozdawnictwie", wziąwszy pod uwagę średnie wynagrodzenie brutto w Urzędzie. W roku 2015 wynosiło 4201 zł, przy średniorocznym zatrudnieniu w etatach na poziomie 1503. W 2016 - 4320 zł przy 1554 etatach, a w roku ubiegłym - 4620 zł przy 1603 etatach. To dla mnie duża satysfakcja, że mogliśmy przyznać podwyżki - także we wszystkich miejskich jednostkach, czyli dla około 9200 etatów. W zeszłym roku zrealizowane zostały dwukrotnie - w styczniu i lipcu, w wysokości po 100 złotych brutto do wynagrodzenia zasadniczego. Pulę jednego miliona zł przeznaczyliśmy dla pracowników zarabiających najniżej, wyrównując wynagrodzenia zasadnicze do 2600 zł na stanowiskach urzędniczych. W roku bieżącym zrealizowaliśmy kolejny etap podwyżek w średniej wysokości 100 złotych brutto na każdy etat w Mieście. Czy ktoś ma wątpliwości o ich słuszności? Jeśli obecne realia rynku pracy nie są wystarczająco przekonujące, zachęcam do zapoznania się z opinią i wnioskami związków zawodowych. Ich żądania nie są przesadnie wygórowane na tle przeciętnych płac, mimo to obecnie nierealne do spełnienia. Na niskie wynagrodzenia wielokrotnie wskazywali nawet opozycyjni radni. Moje stanowisko jest jasne: wartość wykonywanych przez urzędników obowiązków przewyższa wysokość pobieranego wynagrodzenia. Co więcej, w wielu przypadkach znacząco odbiega od wyceny kompetencji specjalistów na otwartym rynku pracy. Nadrabiamy zaległości poprzedniej ekipy, ale - jako jednostka samorządu terytorialnego - musimy działać w ramach określonej rzeczywistości finansowej. Mamy ogromny problem z pozyskiwaniem kadr i rotacją pracowników. Najlepiej odzwierciedlają to statystyki: w roku ubiegłym przeprowadziliśmy 201 rekrutacji (o 23% więcej niż w 2016), z czego 25 trzeba było co najmniej raz powtórzyć (rok wcześniej powtarzanych było 15 rekrutacji). W roku bieżącym uruchomiono już 122 rekrutacje (wzrost o prawie 30% w porównaniu z pierwszą połową ub. roku). W tym wiele procesów powtarzamy kilkukrotnie, bo wybrani kandydaci nie przyjmują oferty - po prostu nie akceptują naszych warunków finansowych. Tak duża liczba rekrutacji wynika przede wszystkim z tego, że coraz więcej pracowników odchodzi na lepiej płatne posady. Rynek pracy chętne przejmuje naszych specjalistów... Kolejna przyczyna to coraz większe obciążanie samorządów odpowiedzialnością i zadaniami. Ktoś je musi wykonywać! To w dużej mierze nowe obowiązki powodują "rozdęcie" administracji.
Dlatego tak bardzo oburzają mnie próby pokazywania urzędników jako jakiejś szczególnej grupy, której bezpodstawnie zwiększa się płace (w domyśle: z pieniędzy suwerena). I teraz strzegący publicznych pieniędzy PiS (!) kontroluje łatwość w wydawaniu pieniędzy na urzędnicze premie. Ludzi miałby zbulwersować wzrost funduszu nagród za szczególne osiągniecia z kwoty 3 012 963 zł w roku 2013 do 3 955 260 zł w roku 2017. Pokazanie gołych słupków to perfidna manipulacja, bo fundusz ten to pochodna środków przeznaczanych na fundusz płac. Dlaczego wzrósł w ubiegłym roku? Bo po raz pierwszy od kilku lat podwyższyliśmy wynagrodzenia, wzrosła płaca minimalna i stan zatrudnienia.
PR-owy odwet za ujawnienie kwot nagród w rządzie Beaty Szydło czy w kancelarii Andrzeja Dudy to kula w płot w zestawieniu w PiS-owską listą płac. Najwyższa lokalna lokata przypadła Arturowi Różańskiemu, przewodniczącemu Klubu PiS w Radzie Miasta Poznania, dzięki posadzie dyrektora poznańskiego oddziału Polskiej Spółki Gazownictwa. Jako "poznański Misiewicz" w ubiegłym roku zarobił 302 745 zł brutto. Źródła pozostałych dochodów to umowa o pracę w biurze poselskim, gdzie zarobił 19 480 zł, zlecenia i członkostwo w dwóch radach nadzorczych w Jarocinie oraz dieta radnego, w wysokości 28 415 zł. Razem: około 385 tysięcy zł. Narzekać nie może też kolejny miejski radny, Adam Pawlik. Wiosną ubiegłego roku powierzono mu stanowisko zastępcy dyrektora PolRegio, czyli wielkopolskich Przewozów Regionalnych Sp. z o.o. Zarobił tam 118 318 zł. Dieta radnego, czyli 28 952 zł i członkostwo w radzie nadzorczej zsumowały się do około 223 tysięcy złotych. Dariusz Szymczak, przewodniczący Klubu Radnych PiS w Sejmiku Województwa Wielkopolskiego to prezes Gospodarstwa Rolno-Hodowlanego w Żydowie. W roku 2017 zarobił tam 167 tysięcy zł, do tego należy dodać członkostwo w radzie nadzorczej i 30 tysięcy diety radnego. Łącznie - około 210 tysięcy. Szymczak jest niechlubną lokomotywą "konwoju wstydu" w naszym regionie, bo zarobki w latach 2016-17 dały mu przydomek "Milioner".
Tak więc "premie i nagrody przyznawane urzędnikom", sprawdzane w trybie kontroli, to prymitywny czarny PR, który PiS robi sam sobie. Przekona się, że nie tak łatwo odwrócić uwagę suwerena.
Jacek Jaśkowiak
Prezydent Miasta Poznania