NIE MÓWMY O PROBLEMIE, ALE O ROZWIĄZANIACH
Sobotnia debata na temat związków partnerskich przyniosła wiele emocji, trochę gorzkich słów i szczyptę nadziei. Nawet jeśli teraz niemożliwe jest uregulowanie tego, co dawno powinno zostać załatwione, to kropla drąży skałę. Każde kolejne spotkanie, kolejny komunikat, kolejne podniesienie tego tematu przybliża nas do postawionego celu.
Wzięłam udział w tej dyskusji jako obserwator, a zarazem jedna z posłanek firmująca złożoną przez Nowoczesną ustawą o związkach partnerskich. Słuchałam opinii prof. Magdaleny Środy, Pawła Rabieja, dr Błażeja Warkockiego, prof. Jacka Wachowskiego i wreszcie Anny Adamowicz, która ze swoją żoną wspólnie wychowuje córkę. Było to bodaj najbardziej wzruszające świadectwo naszego spotkania.
W Polsce często zapomina się, jak wiele dzieci żyje w takich "tęczowych rodzinach". Statystyki mówią o 50 tysiącach, ale podobno są one zaniżone. Te osoby żyją przeważnie w ukryciu, nie ujawniają swojej sytuacji rodzinnej, głównie z obawy o dobro dziecka. Nie ma żadnych mechanizmów, które chroniłyby dzieci przed dyskryminacją i homofobią. Wiele razy zdarza się , że takie dzieci słyszą od dorosłych: "twoja rodzina nie jest normalna". Dlaczego? Bo masz dwóch tatusiów lub dwie mamusie. To kryterium powinno być jednak zupełnie inne: normalna rodzina to tak, gdzie ludzie się kochają. Nienormalna jest tam, gdzie jest przemoc, krzywda, wzajemne ograniczanie się.
Polskie prawo musi chronić takie dzieci. To nie jest dyskusja nad adopcją, to jest dyskusja nad unormowaniem sytuacji, która jest. Aktualnie małżonek w takim związku nie ma żadnych praw. W przypadku śmierci jednego z nich dziecko automatycznie zostaje bez dwóch opiekunów.
Ustawa o związkach partnerskich reguluje też kwestie dziedziczenia, prawa do wspólnego majątku, rozliczenia się, ale też kwestie związane z godnością. Przykładem może być ślub w urzędzie stanu cywilnego czy przyjęcie nazwiska partnera.
I choć debata trwała ponad dwie godziny, tu chciałam jeszcze podzielić się kilkoma przemyśleniami, wnioskami, które najbardziej utkwiły mi w pamięci:
1. Związek partnerski to nie jest tylko liberalny koncept, ale również konserwatywny. Fakt, że dwie osoby chcą być ze sobą razem i uregulować to prawnie, jest dobry dla państwa. Tak jak małżeństwo jest koncepcją konserwatywną, podobnie jest ze związkami partnerskimi. Związki partnerskie zostały przecież wprowadzone przez konserwatywny rząd Wielkiej Brytanii, a także przez Angelę Merkel, która jest znana z konserwatywnych poglądów.
2. Homofobia staje się paliwem politycznym dla ugrupowań prawicowych w Polsce. Jeszcze 20 lat temu związki partnerskie to nie była kwestia polityczna. A teraz jest cała narracja na temat tego dlaczego homoseksualizm i związki partnerskie są złe ("Ta zboczona Europa"). Rolę paliwa politycznego, tego obcego, którym się straszy, pełnią uchodźcy, Żydzi a teraz są to osoby homoseksualne.
3. Gdy spojrzymy na Europę i zobaczymy gdzie są jakieś regulacje dotyczące związków partnerskich, to nagle okazuje się, że zaczyna ona przypominać podział na Wschód i Zachód (z pewnymi odstępstwami). W pewnym momencie Polska, Polki i Polacy będą musieli sobie odpowiedzieć, w którą stronę chcą iść - homofobicznej Rosji czy tolerancyjnej Europy. Nie można stać po środku.
4. Czy akceptacja dla homoseksualizmu rośnie czy maleje? Czy mamy powody do optymizmu czy pesymizmu? Z jednej strony, niektórzy rozmówcy przekonywali, że młodzi ludzie są odważniejsi w byciu sobą niż kilkanaście lat temu, nie wstydzą się iść na studniówkę jako para chłopaków czy dziewczyn. Dotyczy to jednak dużych miast. Z drugiej strony mamy coraz częściej do czynienia z dyskryminacją dzieci w wieku przedszkolnym, gdzie zdarza się wołanie na dziecko "ty pedałku". Zupełnie inna jest sytuacja gejów i lesbijek w środowiskach małomiasteczkowych i wiejskich. To inny świat, a przeżycia, które takie osoby z niego wynoszą są często traumatyczne.
5. Wiele osób ma gejów i lesbijski w swoim otoczeniu, w swoich rodzinach, w kręgach znajomych. Badania dowodzą, że w każdym takim przypadkiem rośnie akceptacja wobec osób LGBT.
6. Ważny jest język i to jak nazywamy świat. Zwrócono uwagę, że słowo "homoseksualizm" to wyraz bliski medycznemu sposobowi opisywaniu świata, tak jakby była to choroba. Mówi się też "o środowisku" osób LGBT, trochę tak jak by było to "środowisko przestępcze" - może warto zastąpić je pozytywnym zwrotem "społeczność LGBT". Podobnie zresztą jest w przypadku języka opisującego różne role męskie i żeńskie. Prof. Środa zwróciła uwagę, że formy nakładane na język minimalizują krzywdę. Dbajmy więc o to by w przypadku kobiet mówić o polityczkach, a nie politykach. Mówmy o dyrektorkach, prezeskach, menadżerkach. Brakuje żeńskich odpowiedników dla niektórych słów, mamy problem na przykład z "mędrcem" czy "geniuszem". Nie mamy za to ze "sprzątaczką" (czy jest męski odpowiednik "sprzątacz"?).
7. Jak walczyć o prawa osób żyjących w związkach jednopłciowych? Czy uwagę opinii publicznej zwróci dopiero masowe wystąpienie? Presja? Czy te osoby powinny się ujawniać? Tu zdania były podzielone. Na pewno jest dużo do zrobienia na poziomie miast - prezydenci mają swoje własne narzędzia, mogą prowadzić politykę różnorodności, a w szkołach organizować lekcje antydyskryminacyjne. Jednak w dalszym ciągu większość "tęczowych rodzin" nie chce się ujawniać, w obawie o własne dzieci.
Polskie urzędy unikają transkrypcji aktu urodzenia dziecka poza granicami polski. Anna Adamowicz mówiła o jednym, przełomowym wyroku sądu, który zgodził się uznać takiego dziecko za obywatela Polski, ale wpisał do dokumentów tylko jedną matkę. Matka społeczna została w dokumentacji pominięta.
Rozmówcy zauważyli, że w ciągu roku udało się rządzącym zmienić postawy wobec uchodźców. Zamiast akceptacji mamy odrzucenie. Być może możliwa będzie zmiana postaw społecznych w drugą stronę, na plus, na przychylną wobec gejów, lesbijek, uchodźców, Żydów, innych. Niestety łatwiej zmieniać poprzez nienawiść, niż przez miłość.
Gorzki wniosek, który pokazuje daleką drogę, ale zarazem realność i namacalność celu.