POLSKA W SOCZEWCE
Sytuacja pielęgniarek i położnych w polskiej służbie zdrowia jest wszystkim dobrze znana. Jest dramatyczna.
Na 1000 osób przypada u nas 5 pielęgniarek. W Wielkiej Brytanii jest ich 2 razy więcej. W Norwegii 3 razy więcej. A ponieważ ostatnio jesteśmy porównywani również do Białorusi - to tam pielęgniarek też jest więcej. Taka sytuacja.
W poniedziałek, 23 maja, strajk rozpoczęły pielęgniarki w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka. Pielęgniarki domagają się zwiększenia zatrudnienia oraz podwyżek w wysokości 500 zł brutto. Czyli mniej więcej tyle samo, ile lekką ręką wydaliście Państwo na program 500 plus.
To mniej więcej tyle, ile planujecie Państwo wydać na budowę i badanie makiety Tupolewa, żeby zaspokoić obsesję kilku osób siedzących dziś na ławach sejmowych. Ofiarom katastrofy Smoleńskiej życia już nie wrócimy, wspierając pielęgniarki dajemy szansę na ratowanie życia innym potrzebującym.
Jednak w tym konflikcie nie chodzi tylko o wynagrodzenia. Pielęgniarki są przeciążone i pracują zbyt długo.
I tak oto mamy błędne koło: niskie wynagrodzenia powodują, że pielęgniarki wyjeżdżają pracować za granicę, a mała liczba pielęgniarek zwiększa ich obciążenie i zachęca do emigracji. A jest to tylko wierzchołek góry lodowej problemów polskiej służby zdrowia.
Musimy wreszcie przeciąć ten węzeł i rozwiązać problem w sposób trwały. I jest dla nas niezrozumiałe, dlaczego ten rząd i poprzednie rządy nie były w stanie i nie chcą teraz stanąć na wysokości zadania.
Jako Nowoczesna od początku wspieraliśmy pielęgniarki w walce o ich prawa. Na znak jedności we wrześniu 2015 roku podpisaliśmy deklarację poparcia Ogólnopolskiej Kampanii Społecznej „Ostatni Dyżur". Akcja „Ostatni Dyżur" zdołała zebrać ponad 230 tys. podpisów pod petycją na rzecz usprawnienia funkcjonowania systemu opieki pielęgniarskiej w Polsce.
Co można zrobić?
Po pierwsze, musimy zagwarantować podwyżki dla pielęgniarek. Ich zarobki są obecnie nieproporcjonalne do ilości wykonywanej przez nie pracy i ich kwalifikacji.
Po drugie, musi zostać określony wskaźnik pielęgniarek aktywnych zawodowo na 1000 mieszkańców. Wyższy niż obecnie.
Po trzecie, konieczne jest wprowadzenie minimalnych norm zatrudnienia pielęgniarek i położnych na oddziałach szpitalnych danego typu.
Po czwarte, należy rozwinąć systemu szkolnictwa młodych pielęgniarek oraz różnych zachęt do podjęcia tego zawodu w miejscu zamieszkania. Pielęgniarki się starzeją, za chwilę zabraknie nam młodych kadr. Prognozy przewidują, że w 2020 roku średni wiek pielęgniarek przekroczy 50 lat
.Te postulaty nie są dla rządzących niczym nowym. Znajdują się one w rekomendacjach podpisanych w sierpniu zeszłego roku przez Naczelną Radę Pielęgniarek i Położnych, Ministra Zdrowia i Prezesa NFZ.
Obecny rząd uważa pewnie, że zobowiązania poprzedników go nie dotyczą, ale - jeśli są mądrzejsi - to powinni zaproponować coś lepszego. Ale nie za rok, za dwa, za pięć, ale teraz. Bo dramatyczna sytuacja służby zdrowia z każdym dniem się pogłębia.
W kampanii wyborczej Prawo i Sprawiedliwość obiecywało wszystko wszystkim. Szkoda, że zapomniało o najsłabszych. Pielęgniarki nie wyjdą na ulice jak związkowcy, nie będą palić opon, nie wyszarpią sobie milionowych dotacji do nierentownych kopalni.
Mimo to problem powinien zostać rozwiązany. PiS większość, ma prezydenta, również nam jako opozycji zależy na wprowadzaniu dobrych rozwiązań. Jeśli rząd nie podejmie prawdziwego dialogu, to pielęgniarki niedługo nie będą już musiały odchodzić od łóżek pacjentów. Po prostu ich tam nie będzie.