DO BRACI WEEKENDOWYCH GRZESZNIKÓW
Kolejne święto kościelne i kolejny powód do zadumy nad słowami naszych duchowych pasterzy. Abp Gądecki nie zawiódł i wskazał nam na jeden z największych problemów polskiego Kościoła. Jest nim szatańska rzesza weekendowych grzeszników!
Długi czerwcowy weekend. Uroczystość Bożego Ciała. Pogoda wymarzona, słonecznie i ciepło. Większość ludzi zmęczonych pracą i zimą marzy o tym, żeby wypocząć na łonie natury. Najlepiej gdzieś za miastem. Na szczęście niecne zamiary pogodowych rozpustników, grillowych lubieżników i letnich gorszycieli powstrzymuje abp Stanisław Gądecki.
„Powszechna stała się praktyka „weekendu”, rozumianego jako cotygodniowy czas odpoczynku, przeżywanego nieraz z dala od stałego miejsca zamieszkania i związanego często z udziałem w różnych formach aktywności kulturalnej, politycznej lub sportowej, które zwykle są organizowane właśnie w dni świąteczne” – mówił podczas czwartkowych uroczystości przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. I mój ulubiony fragment: „Niestety, gdy niedziela zatraca pierwotny sens i staje się jedynie „zakończeniem tygodnia”, zdarza się czasem, że horyzont człowieka stał się tak ciasny, że nie pozwala mu dojrzeć „nieba”. Nawet odświętnie ubrany, nie potrafi już „świętować” – dodaje Metropolita poznański.
Bardzo trafne wydaje się sformułowanie Arcybiskupa dotyczące „ciasnego horyzontu człowieka”. Chociaż można je nieco rozszerzyć - czasem taki człowiek nie zauważa nie tylko nieba, ale i ziemi. Ze wszystkimi problemami i potrzebami marnych istot ludzkich. Ciasny horyzont nie sprzyja bowiem nikomu, niezależnie od funkcji jaką się zajmuje, nawet jeśli dana osoba jest odświętnie ubrana i przy okazji poszczególnych uroczystości przywdziewa pięknie zdobione szaty.
Niestety tych wspaniałych słów Arcybiskupa nie mogłem wysłuchać osobiście ponieważ (już widzę zbliżające się piętno) byłem (o zgrozo) na wyjeździe weekendowym! Tak, wiem - moja wina, moja bardzo wielka wina!
Ale zaprawdę powiadam, że po drodze mijałem wiele mniejszych i większych kościołów. Bez problemu można było uczestniczyć w nabożeństwie. Jeśli tylko ktoś chciał, mógł pójść na nabożeństwo i procesję. Niekoniecznie w Poznaniu czy innym dużym mieście, ale też i w jego okolicach.
A poza tym, czy nie można iść do kościoła rano przed wyjazdem na niedzielne błogie leniuchowanie? Czy też nie można iść do kościoła w miejscu, które chcemy weekendowo odwiedzić? Jest przecież wiele świątyń poza poznańską piękną archikatedrą - chociaż oczywiście niestety nie będzie nam dane wysłuchać w nich dogłębnych, przenikliwych i pełnych zrozumienia, słów Arcybiskupa.
Czy trzeba analizować kazania księży w zaciszu domowym? Nie można robić tego gdzieś na łonie natury? Skoro Pan Bóg siódmego dnia odpoczywał, to może warto, żebyśmy i my odpoczywając podziwiali piękno przyrody, nad którą Bóg pracował przez sześć dni. Myślę, że takich weekendowych grzeszników jak ja jest sporo. Bo wiele osób chce chociaż na kilka godzin wyjechać z miasta i pobyć z najbliższymi. Co przecież wcale nie musi oznaczać oddalenia się od Kościoła!
Szkoda, że kolejny świąteczny dzień służy niektórym hierarchom do wygłaszana kontrowersyjnych opinii. Przecież już od dawna wiemy, że grzeszny jest tylko lud zagubionych owieczek, nie trzeba nam tego przypominać przy każdej świątecznej okazji. Na całe szczęście czuwają nad nami światli pasterze. Chociaż tak sobie myślę, że i im coraz częściej przydałaby się chwila zadumy, refleksji (szczególnie nad tym, co chcą powiedzieć) i weekendowego odpoczynku. Oczywiście nie w niedzielę!