POLACY BUDUJĄ JURTĘ!!!
Wzniesienie pierwszej w życiu jurty zajęło polskim gościom Bakyta niecałą godzinę. Tyle mniej więcej czasu niewprawni polscy debiutanci – w liczbie kilkunastu – budują ją, dowodząc słynnego już powiedzenia, że Polak potrafi!
Po weselny poranek. Budzę się zaskoczony. Myślałem, że obudzę się nad ranem. Że zmarznę. Nic z tych rzeczy! Swoją pierwszą w życiu noc w jurcie przespałem silnym, zdrowym snem. I do tego w odpowiedniej temperaturze. Czemu to przypisać? Nie wiem. Kirgizi mówią, że odpowiedniej cyrkulacji powietrza, którą zapewnia charakterystyczny otwór u jej szczytu. Ten sam, którego zarys odnaleźć można w formie emblematu na czerwonej kirgiskiej fladze państwowej. Jest niedziela więc uczestniczymy we Mszy świętej, odprawianej przez księdza Komorowskiego.
poranek w jurcie, Amanbaevo, Kirgistan, 17 lipca AD.2016.
Pierwszy raz w życiu uczestniczę we liturgii celebrowanej w jurcie. Tym bardziej w liturgii trydenckiej. Po Mszy, w tej samej jurcie, nasi gospodarze organizują śniadanie. Jest jak zwykle obficie, a menu wydaje się stałe. Mięso, chleb, owoce, cukier, herbata. Ale owszem – jest jedna zmiana – na stole pojawia się tutejsza weselna wódka o jakże wdzięcznej nazwie Malevich. Nie pozostajemy dłużni, chcąc poznać naszych gospodarzy ze smakiem polskiej wódki. Wkrótce, z przepastnego plecaka jednego z nas wydobywamy 200 miligramową buteleczkę nieocenionej żołądkowej gorzkiej. Nasz rarytas cieszy się dużym uznaniem. Dom naszych gospodarzy jest obszerny. Składa się z kilku izb i kuchni. Ogrzewany gazowo, z charakterystycznej dla post sowieckiego obszaru sieci naziemnej. Podłoga i ściany wyłożone są pięknymi kobiercami, na co pozwala zwyczaj, że zarówno gospodarze, jak i goście wewnątrz domu chodzą bez butów. Gorzej, z punktu widzenia naszych przyzwyczajeń, wygląd sytuacja wodociągowo – toaletowa. Gdy idzie o mycie posiłkujemy się wodą ze studni, gdy idzie o toaletę pozostaje przyroda bądź drewniane domki, z których korzysta się metodą znaną u nas, jako „na Małysza”. Dom wzniesiony z białych, cementowych bloczków, okolony ogrodzeniem zwieńczonym zieloną bramą. Posesja Merbeka Orozbaeva sąsiaduje ze szkołą imienia Czyngisa Ajtmatowa. To tu przez wiele lat uczyła angielskiego żona naszego gospodarza. Tu swoją edukację rozpoczynał nasz przyjaciel, dziś pracownik poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza, dr Bakyt Orozbaev. Rodzina Merbeka jest wielopokoleniowa.
niedzielna Msza święta w jurcie, Amanbaevo, Kirgistan, 17 lipca AD.2016
Po domu krząta się mnóstwo bliższej i dalszej rodziny. Państwo Merbekowie na co dzień mieszkają tu z synem, synową oraz wnukiem Bajamanem, który akurat dziś ma trzecie urodziny i z wyraźną satysfakcją przyjmuje od nas w prezencie paczkę żelków Haribo. Właśnie. Te proste żelki są dla mnie pewnego rodzaju symbolem. Symbolem kirgiskiego podejścia do życia. Dlaczego? No bo wielu Europejczyków uznałoby kirgiskie warunki życia codziennego za trudne. Za ekstremalne. A mimo to, a może właśnie dlatego, mieszkańcy Amanbaeva, typowej, kirgiskiej wioski są szczęśliwi. Czerpią satysfakcje z więzów rodzinnych, kontaktów sąsiedzkich. Jak mały Bajaman z małej paczuszki polskich żelków Haribo. Popołudniu przyjeżdża Bakyt i zabiera nas na poprawiny.
Jedziemy średniej wielkości busem w kawalkadzie kilku samochodów osobowych. Towarzyszy nam także półciężarówka wioząca – jak się później okaże – wszystko, co jest potrzebne do budowy jurty. Jedziemy w takt akordeonowej muzyki i nieco smutnych kirgiskich ballad. Wyboista, szutrowa, kilkunastokilometrowa droga, kończączy się polaną i letnim domkiem pasterza. Domek wygląda – tak to delikatnie ujmijmy – na mniej niż prowizoryczny, a jego gospodarz nie może uchodzić za wzór muzułmańskich cnót, przynajmniej w zakresie alkoholowej abstynencji. Tym bardziej zadziwia fakt, że jest on właścicielem stada ponad 500 owiec! Na tej pięknej polanie, u stóp gór Tienszan, ujawnia się jeden z rozlicznych talentów Bakyta. Tym razem talent kulturalno – oświatowy. Najpierw Polacy – pod okiem doświadczonych Kirgizów – budują jurtę. A sprawa naprawdę nie jest łatwa!
Zaczyna się od konstruowania drewnianego płotka formowanego w kształt okręgu. Aby przyjął on pożądaną formę poszczególne elementy wiąże się dodatkowo sznurami. Następnie – jeden z budowniczych - staje wewnątrz tego okręgu i na wysokiej tyczce podtrzymuje charakterystyczną dla jurty drewnianą konstrukcję szczytową. Tę samą, która widnieje na kirgiskiej fladze i która – zdaniem naszych gospodarzy – zapewnia właściwą i zdrową cyrkulację powietrza wewnątrz budowli. Ta konstrukcja szczytowa za podstawę również ma okrąg z licznymi otworami. To w te otwory budowniczowie wtykają końcówki żerdzi, których drugi koniec przywiązuje się do drewnianego płotka. Wtedy dopiero wyjmuje się tyczkę podtrzymującą konstrukcję szczytową, a na tak powstałą konstrukcję zakłada się filcowe poszycia boczne i dachowe. Wzniesienie pierwszej w życiu jurty zajęło polskim gościom Bakyta niecałą godzinę. Tyle mniej więcej czasu niewprawni polscy debiutanci – w liczbie kilkunastu – budują ją, dowodząc słynnego już powiedzenia, że Polak potrafi!
i jurta gotowa!!! Amanbaevo, Kirgistan, 17 lipca AD.2016.
W tak skonstruowanej, komfortowej jadalni, przystępujemy do pałaszowania przygotowanych przez naszych przyjaciół przepysznych baranich szaszłyków. Po posiłku przyszedł czas na sportowe zajęcia integracyjne. Dla chętnych jest więc jazda konna po stepie, strzelanie ze sztucerów do celu, a także zawody w przeciąganiu liny i próba siłowa „na rękę”. Niestety… Wszystkie konkurencje siłowe Polska – Kirgistan – z wyjątkiem przeciągania liny pań – Polacy przegrywają… Wreszcie nadchodzi wieczór. Zmęczeni, ale pełni wrażeń jedziemy do rodzinnego domu Bakyta na uroczystą kolację. Dom obszerny, okazały, ze sporym dziedzińcem, wyraźnie odróżniający się na tle amanbaewskich domostw. Dziś mieszka w nim mama Bakyta i jego brat Esembek z rodziną.
przygotowanie baraniego oka do spożycia, Amanbaevo, Kirgistan, 17 lipca AD.2016.
Wieczór zaczyna się od tańców na dziedzińcu, rozmów z mamą Bakyta, której dziękuję za wysiłek w wykształceniu syna, dzięki czemu Polska może się w jego osobie cieszyć swoim nowym obywatelem. Miły wieczór kończy niecodzienna kolacja. Bo oto w obszernym pokoju rodzinnego domu Orozbaevów mogliśmy zjeść tradycyjnie pieczonego barana, z którego – każdemu z gości według hierarchii – przypada w udziale określona część zwierza. Mnie i najstarszemu z Polaków – jako najczcigodniejszym – przypadło po wypreparowanym na naszych oczach, z upieczonej w całości głowy, baranim oku. Wśród powszechnego uznania rodaków szczęśliwie sprawnie przeszedłem przez ten kulinarny test. Jak smakuje? – pytali zaniepokojeni. Cóż po prostu trzeba się uporać ze zjedzeniem dużej, włóknistej chrząstki…
Pełen wrażeń dzień kończymy nieoczekiwaną dyskusją historyczną. Nie jest bowiem łatwo wytłumaczyć mieszkańcom obszaru post sowieckiego dlaczego w Polsce chcemy usuwać pomniki radzieckich „wyzwolicieli” spod niemieckiej okupacji. Wreszcie, przed północą, lądujemy znów w sypialnej jurcie rozbitej przed gościnnym domem Merbeka Orozbaeva. Przed nami następny trudny dzień. Dzień powrotnej drogi do Biszkeku…
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Poznań 2.0 - najważniejsi w jednym miejscu - bo informacja nie musi być nudna: http://miastopoznaj.pl/
Wielkopolski Portal Osób Niepełnosprawnych: www.pion.pl
www.facebook.com/flibicki