POZNAŃ DOZNAŃ CZYLI WIECZÓR Z DOMOWYMI MELODIAMI
Przy wypełniony Eskulapie w piątkowy wieczór zagrały w Poznaniu Domowe Melodie. I powiedzieć, że przekonali do siebie publiczność to zdecydowanie za mało.
Ile biło bisów? Nie sposób zliczyć. Publiczność nie chciała wypuścić muzyków, a Ci co chwilę wracali na scenę by zagrać jeszcze raz i kolejny i ostatni… Przed finałem koncertu dali jednak niesamowity popis pasji, kreatywności i zabawy.
Jak było nastrojowo, publiczność w milczeniu i skupieniu słuchała muzyków. Gdy grali Grażkę, Zbyszka, czy Bułę śpiewali razem z nimi. Na scenie dominowała naturalność. Owszem, widowisko pod względem technicznym było przygotowane bardzo dobrze (świetna gra świateł), ale jednocześnie muzycy sami mieli przyjemność z występu. A gdy zobaczyli ten tłum ludzi pod sceną robili wrażenie bardzo zaskoczonych.
Jeżeli chodzi o muzykę – moim zdaniem numerem jeden był kontrabas. Nie dominował, ale dodawał uroku piosenkom. Justyna „Jucho” Chowaniak rozkręcała się z każdym utworem, a jej głos szczególnie dobrze brzmiał wśród spokojnych rytmów. Dobre również było nagłośnienie, co w przypadku koncertów w Eskulapie nie zawsze ma miejsce.
Nie jest przypadkiem, że zespół dwa razy zagrał na Open'er festiwal. Kontakt z publicznością nawiązali od razu – i nie chodzi tylko o rodzaj śpiewanej muzyki, czy bezpośrednie słowa. Muzycy na scenie żyli. Momentami można było odnieść wrażenie, że nie tylko grają, ale każdy ich utwór to również element sztuki, w którym co chwilę puszczają oczko do widza.
Przed koncertem Domowe Melodie pisały na Facebooku: POZNAŃ miasto DOZNAŃ. I patrząc na reakcje zespołu i publiczności, w piątkowy wieczór te doznania były obustronne.