CZY POZNAŃ JEST MIASTEM KONSERWATYWNYM?
Na kanwie odwołanych w ostatnich miesiącach dwóch wydarzeń artystycznych – tj. spektaklu Golgota Picnic i koncertu grupy Behemot – rozgorzała na nowo dyskusja czy aby Poznań nie stał się miastem zanadto konserwatywnym. Piewcy kulturowego nowinkarstwa ponownie uderzyli w tony, jakobyśmy żyli w mieście dusznym, mieście zasłoniętych firanek, stając się zaściankiem.
Przypomnijmy, że zarówno Golgota Picnic jak i koncert Behemota zostały odwołane odpowiednio przez dyrektora Festiwalu Malta i władze Uniwersytetu Medycznego, a nie przez władze Poznania. Nie ma więc tutaj mowy o jakiejkolwiek formie cenzury. Jeżeli już, to możemy mówić wyłącznie o sprzeciwie wobec artystycznej tandety, bazującej na obrażaniu innych, jako jedynej formie przekazu i zaistnienia w zbiorowej świadomości.
Czy rzeczywiście jako poznaniacy jesteśmy tak niedzisiejsi, jak widzą to niektórzy postępowcy? Otóż nie, poznaniacy są po prostu sobą – w większości nie znosząc zarówno przesadnej bigoterii jak i taniej postępowej prowokacji bazującej na szarganiu wartości bliskich wielu z nas. Mieszkańcy Poznania żyją według własnego pomysłu, nie oglądając się na tych, którzy chcieliby im wmówić jak bardzo nie przystają do współczesności. Przy tym poznaniacy są w istocie społeczeństwem na wskroś nowoczesnym i reagującym na wyzwania współczesności, co przejawia się zarówno w badaniach poziomu życia jak i w pozycji Poznania w rankingach miast. Potrafimy po prostu zgrabnie łączyć nowoczesność z poczuciem smaku, choć dzieje się to ku wielkiemu niezadowoleniu piewców tzw. kulturowego postępu.
Niektórzy utyskują na Poznań, że mieszkamy w mieście zasłoniętych firanek. Tym samym – wbrew swym intencjom - po raz kolejny sami wskazują, iż mieszkamy po prostu w mieście normalnym. Zasłonięte firanki są symbolem poszanowania prywatności. Rozumiem, że zwolenników kulturalnego nowinkarstwa bardzo ten fakt drażni, gdyż chętnie rzucili by swym okiem w naszą prywatność i doradzili nam jak powinniśmy żyć, aby nadążyć za trendami współczesności i znaleźć się w awangardzie postępu.
Niezaprzeczalnym dorobkiem ostatnich dwudziestu pięciu lat jest wolność słowa i swoboda artystycznej ekspresji. Te doniosłe wartości nie mogą jednak być zasłoną dla obrażania uczuć obywateli, którzy na równi z artystami korzystają z przysługujących im praw oraz wolności. Mają również prawo żądać ich ochrony. Sztuka, dla uzyskania jasnego a nawet wstrząsającego widzem przekazu nie musi posiłkować się środkami, które poniżają inne osoby lub prowadzą do naruszenia ich dóbr, takich jak chociażby uczucia religijne. Sięganie po ekstremalne i obraźliwe środki ekspresji świadczy jedynie o tym, że tak naprawdę celem spektaklu jest szokowanie i obrażanie samo w sobie.
Środowiska związane z niektórymi nurtami tzw. sztuki alternatywnej narzekają na duchotę panującą w Poznaniu. Tak zwana duchota to jednak nic innego, jak brak zgody znacznej części społeczeństwa Poznania wobec bezmyślnego obrażania uczuć i wartości, które podziela znaczna część mieszkańców. Większość poznaniaków nie akceptuje taniej prowokacji, która służy tylko rozgłosowi wąskiej grupy twórców. I jestem pewien, że większość poznaniaków nie da się zakrzyczeć i zdominować. Nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy zaściankiem, bo nie ma to nic wspólnego z prawdą.