Ruchy miejskie, konkurencja czy komplementarność?
Admiror Gallery: 4.5.0
Server OS:LiteSpeed
Client OS:Unknown
PHP:5.6.40
Uczestnicząc (na widowni) we wczorajszej debacie „Radni – BEZ – RADNI” zorganizowanej w Klubokawiarni meskalina, otrzymałem od startujących ugrupowań wywodzących się z ruchów miejskich, społecznych następujący przekaz: „partie polityczne są złe, my jesteśmy dobrzy”.
Szereg razy pojawiała się negacja pracy radnych „partyjnych” dla miasta, było dużo o referendach, czy inicjatywach obywatelskich (1000 głosów obywateli i przeszło pięćset tysięczne miasto jest zobowiązane, do prawie, że wprowadzenia roszczeń w życie.
Ja osobiście od wielu lat jestem zarówno działaczem sportowych, od 2008 przewodniczę Radzie Fundacji, organizuje też wsparcie dla mieszkańców i MŚP, zawsze postrzegałem pewnego rodzaju komplementarność w uczestnictwie w życiu partii politycznej, jak i w organizacjach pozarządowych. Czy ja robię coś złego?
Inna sprawa, to reprezentatywność. Partia (zarówno jej członkowie, jak i sympatycy), to są w skali miasta dziesiątki, czy setki tysięcy osób. Stowarzyszenie, to kilkadziesiąt osób, z sympatykami kila tysięcy. Stowarzyszenia często reprezentują wąską grupę. Bywa, że interesy są rozbieżne z innymi.
Niemiło zostałem zaskoczony poziomem agresji w wypowiedziach. Nie bardzo mi to pasowało do NGO, bardziej do partyjnych słownych utarczek na antenie TVN. A co Wy myślicie?