Z Poznania do Brukseli – i z powrotem
Czy to się komuś podoba czy nie Poznań jest teraz mniej rozpoznawany niż Wrocław. Stolica Dolnego Śląska odcina kupony od Kongresu Eucharystycznego, nieudanych starań o EXPO i udanych o Europejską Stolicę Kultury.
Poznaniacy pracują organicznie, a Wrocław zadłuża się na promocję, wykupując nawet bardzo drogie ogłoszenia w amerykańskiej prasie (to akurat jest chyba mało skuteczne). Kiedyś Poznań kojarzony był powszechnie dzięki Międzynarodowym Targom. Tak było za czasów mojej młodości. Wtedy stolica Wielkopolski była polskim oknem na świat i poza Warszawą najbardziej – jak mi się wydaje – rozpoznawalną metropolią szarej PRL. Było, minęło, choć pewnie szkoda.
Poznań miał szansę być rozpoznawany na sportowej mapie Starego Kontynentu, gdy piłkarze Lecha potrafili zaleźć za skórę i wielkiemu Juventusowi i nie mniej wielkiemu Liverpoolowi. Zresztą dalej wierzę, że tak będzie. Cóż, my, kibice jesteśmy zawsze niepoprawnymi optymistami.
Ludziom, którzy interesują się muzyką Poznań potrafił parę lat temu, w Parlamencie Europejskim, w Brukseli „sprzedać” zdobywcę Oscarów Jana Andrzeja Pawła Kaczmarka. To był chyba dobry pomysł, bo wspaniałe „Poznańskie Słowiki” do wszystkich jednak, z różnych powodów, nie trafią.
W europarlamencie w ciągu 10 lat, od kiedy reprezentuję Polskę, na temat Poznania, a ściślej Wielkopolski głosowaliśmy raptem dwa razy. Chodziło o nadzwyczajne środki finansowe przyznane przez Brukselę w związku z sytuacją wielkopolskich firm. Były to sytuacje w gruncie rzeczy ekstraordynaryjne. Konkretnie chodziło o pieniądze z Europejskiego Funduszu Dostosowania do Globalizacji i rzecz dotyczyła, jak pamiętam, trzech podmiotów: „Cegielskiego” w Poznaniu, „Leoni- Autokabel” w Ostrzeszowie oraz SEWS w Rawiczu.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że o Poznaniu będzie się dobrze mówić w Brukseli i Strasburgu przez pryzmat jego tu (piszę te słowa w Brukseli) reprezentantów czyli wiceprzewodniczącego PE oraz czworga innych europosłów